Krzysztof O., policjant, który w sierpniu 2016 r. śmiertelnie postrzelił uciekającego kierowcę seata, nie przyznaje się do winy - w piątek w szczecińskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się jego proces. - Przykro mi, że zginął człowiek. Nie chciałem tego. Moim celem było zatrzymanie kierowcy łamiącego przepisy - zapewnił.
Były już policjant złożył w sądzie wyjaśnienia. Opowiedział ze szczegółami przebieg zdarzeń - ze służby, którą pełnił w nocy z 9 na 10 sierpnia 2016 r. i z 12 sierpnia, kiedy doszło do tragedii. Kiedy zaczął omawiać moment oddawania strzału, stwierdził: „chybiłem". Użył tego sformułowania, choć w rzeczywistości trafił. Kierowca uciekającego samochodu zginął na miejscu!
- Byłem po forsownym biegu, a seat, którego goniłem był w ruchu - oskarżony tłumaczy, dlaczego „chybił". - Poza tym chwilę wcześniej ten samochód mnie potrącił. Mało tego, obawiałem się, że jego kierowca znów zechce na mnie najechać. Sytuacja była naprawdę bardzo stresująca.
Żeby zrozumieć, dlaczego Krzysztof O. musiał 12 sierpnia strzelać do uciekającego samochodu, trzeba się cofnąć o trzy dni. 9 sierpnia w trakcie służby nocnej prowadził w patrolu kontrolę drogową - sprawdzał trzeźwość kierowców, posiadane przez nich dokumenty i stan techniczny pojazdów. Nadjeżdżająca od strony Zdrojów granatowa ibiza nie zatrzymała się do kontroli. Jej kierowca uciekając o mało nie potrącił interweniujących policjantów. Ci próbowali pirata drogowego złapać w pościgu, ale im uciekł.
Po powrocie na komisariat policjanci ustalili jednak dane właściciela auta. Z zeznań świadka, wieloletniego naczelnika wydziału ruchu drogowego KMP, czyli wówczas przełożonego Krzysztofa O. wynika, że na tym mężczyzna powinien zakończyć sprawę pozostawiając jej dalsze prowadzenie policjantom z innych wydziałów. Stało się inaczej.
- Podczas służby 12 sierpnia na ul. Przodowników Pracy przypadkiem zauważyliśmy poszukiwanego seata - wyjaśnia oskarżony. - Pojechaliśmy więc za nim. Jednak jego kierowca nas zauważył. Znów zaczął uciekać. Po jakimś czasie wjechaliśmy na polanę przy ul. Motorowej.
Na jej skraju stał poszukiwany seat. Interweniujący wybiegł więc z radiowozu i pobiegł w kierunku samochodu. Kiedy był już blisko, auto znów ruszyło. Prawdopodobnie uciekłoby biegnącemu, ale kilkanaście metrów dalej zakopało się na gruntowej drodze. Krzysztof O. miał więc czas na dotarcie do samochodu, które... właśnie w tym momencie wyrwało się z pułapki. Ponownie ruszyło. Potrąciło policjanta.
- Wycofywałem się, a on mnie taranował - relacjonuje policjant. - Gdybym się wtedy przewrócił, to by po mnie przejechał. A tak wepchnął mnie w zarośla. Chwilę później wyciągnąłem broń, bo seat znów jechał wprost na mnie. Strzeliłem z 15-20 m. Chybiłem.
Prokuratura przedstawiła mężczyźnie dwa zarzuty: niedopełnienie obowiązków (zamiast patrolować ulice, na własną rękę próbował ująć pirata drogowego) i przekroczenie uprawnień (niezasadne użycie broni w wyniku czego doszło do nieumyślnego postrzelenia człowieka). Oskarżony nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Tłumaczy, że policjant ma prawo wykorzystać broń w sytuacji, gdy zagrożone jest jego życie lub zdrowie.
- A ja wtedy byłem w takiej sytuacji - zapewnia.
Krzysztofowi O. grozi nawet 5 lat więzienia.©℗
Leszek Wójcik
Fot. arch.