Przed miesiącem na terenie fabryki lodów Jan w Koszalinie wybuchł wielki pożar. Ogień pojawił się w godzinach wieczornych na przyfabrycznym placu, gdzie parkowały samochody. W fabryce w tym czasie pracowali ludzie. Gdy zorientowali się w sytuacji, ruszyli do ratowania mienia. Odstawili w inne miejsca te samochody, które nie były objęte płomieniami. Mimo to pożar strawił 3 auta, opakowania, maszyny produkcyjne i spory zapas surowca. Spłonęła też hala namiotowa. Straty oszacowano na 1,5 mln zł. Do tej pory policji nie udało się ustalić, jak doszło do pojawienia się ognia. Zrobił to jednak Krzysztof Rutkowski, na co dzień znajomy jednego z właścicieli fabryki. Rutkowski pochwalił się swoimi ustaleniami na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.
– To zwykły piroman – stwierdził, zachowując w tajemnicy dane personalne domniemanego podpalacza.
Według Rutkowskiego, który o ustaleniach zatrudnionych w firmie Patrol Rutkowski detektywów powiadomił media, jest nim mieszkaniec jednej z podkoszalińskich miejscowości.
Policja z ostrożnością odnosi się do ustaleń firmy reprezentowanej przez Krzysztofa Rutkowskiego. Od chwili pożaru śledczy wytypowali kilku podejrzanych o podpalenie. Nikomu nie przedstawiono jednak zarzutów. Postępowanie nadal trwa. Doniesienia Rutkowskiego brane są oczywiście pod uwagę, ale śledczy mają także inne tropy. Jedno jest pewne. Zakład został podpalony. ©℗
(pw)