Grzywna w wysokości 2 tysięcy złotych, zapłacenie zadośćuczynienia pokrzywdzonym - po 300 zł - oraz pokrycie kosztów sądowych. Taki jest finał głośnego procesu jednej ze szczecińskich działaczek KOD, którą oskarżono o znieważenie policjantów.
20 września 2017 roku Danuta Sobczak-Domańska przechodziła na czerwonym świetle przez szczeciński plac Kościuszki. Działaczka Komitetu Obrony Demokracji wracała ze zbiórki podpisów pod projektem ustawy „Ratujmy kobiety”. Zatrzymali ją policjanci jadący radiowozem, zwrócili kobiecie uwagę na złamanie przepisów. Ta odparła, że powinni zająć się piratem drogowym, który w tym momencie przejechał obok nich. Kobieta stwierdziła, że będzie tę interwencję nagrywać telefonem komórkowym. Wtedy, według jej relacji, policjanci mieli ją obezwładnić, skuć kajdankami i przewieźć radiowozem do komisariatu. Kobieta twierdzi, ze po drodze została przez nich pobita. Policjanci z kolei zawiadomili prokuraturę, że Danuta Sobczak-Domańska była agresywna (jednemu z nich miała zerwać z munduru naszywkę z nazwiskiem) i używała wobec nich słów powszechnie używanych za obelżywe. Postępowanie przeciwko policjantom zostało umorzone. Natomiast przeciwko kobiecie zakończyło się aktem oskarżenia wobec niej.
W poniedziałek w Sądzie Rejonowym Szczecin-Centrum zakończył się proces w tej sprawie. Zdaniem prokuratora z zeznań świadków i pokrzywdzonych wynika, że Danuta Sobczak-Domańska użyła przemocy wobec policjantów. Dlatego zażądał ukarania jej grzywną w wysokości 2700 złotych, zasądzeniem nawiązek dla policjantów po 300 złotych oraz pokrycia kosztów procesu.
Według obrony materiał dowodowy składa się tylko z zeznań funkcjonariuszy.
- W dodatku pierwsze zeznania zostały złożone przed ich kolegami na komisariacie. Bez obecności obrońcy. Choć adwokat oskarżonej był w tym czasie w budynku komisariatu. Pojawiają się wątpliwości, czy czynności policjantów były rzetelne. Cały przebieg tego zdarzenia, interwencji, cała ta sytuacja mogła wiązać się dla policjantów z konsekwencjami - procesem wytoczonym przez oskarżoną, karami dyscyplinarnymi dla nich, nawet zwolnieniem z pracy. Po całym zdarzeniu policja obserwowała moją klientkę, nagrywała ją, śledziła jej zachowanie. Po co? Chodziło o zdezawuowanie oskarżenia wobec policjantów - przekonywał mecenas Paweł Hałaczkiewicz, obrońca oskarżonej, wnosząc o jej uniewinnienie.
Danuta Sobczak-Domańska jeszcze raz, ze szczegółami przypomniała swoją wersję zdarzenia.
- Wiele rzeczy, jakie próbowano mi tutaj przypisać, jest dla mnie niewykonalnych. Mam poważną chorobę kręgosłupa, kłopoty z wykonywaniem pewnych czynności ramionami. Tymczasem najpierw byłam bita kajdankami po głowie, a następnie w nie, z tyłu, zakuta. Na monitoringu z komisariatu, kiedy mnie wprowadzano, widać moją twarz wykrzywioną bólem i lecącą krew. I całą, nienaruszoną naszywkę na mundurze policjanta, którą rzekomo miałam zerwać - zapewniała oskarżona.
Ale ani jej przemowa, ani argumenty obrońcy nie przekonały sądu. Została uznana za winną i skazana na karę grzywny w wysokości 2 tysięcy złotych, zapłacenie zadośćuczynienia pokrzywdzonym policjantom (po 300 zł) oraz pokrycie kosztów sądowych.
- Nie ulega wątpliwości, że oskarżona popełniła przestępstwo. Zeznania policjantów są wiarygodne. Oskarżona powinna była zająć się własnym czynem, a nie innego obywatela. Na polecenie policjantów okazać dokumenty, a nie rozpoczynać dyskusję, okazywać agresję i pogardę dla nich. To było znieważenie. Takie zachowanie osoby mającej działać na rzecz demokracji wydaje się być niegodne - stwierdził sędzia Waldemar Jędrzejewski w uzasadnieniu orzeczenia.
Wyrok nie jest prawomocny
- Będę się odwoływać. Sędzia kpił sobie z tego, że policjanci mnie pobili. Będę walczyć o uniewinnienie i zadośćuczynienie - zapowiedziała Sobczak-Domańska. ©℗
(dar)
Fot. Robert Stachnik (arch.)