Flip jeszcze nie rozumie, że nie wróci za kraty. Uszy wciąż kładzie po sobie, ogon ma podkulony. Ale przeczuwa zmianę, bo nie opiekun tylko dwie miłe dziewczyny trzymają go na smyczy i głaszczą tak, jak nikt nigdy dotąd. Nie wie tylko, że ledwie minuty dzielą go od prawdziwego domu. Dla niego to - jak dla kilku innych psów i kotów - będzie to bodaj najszczęśliwszy w życiu Dzień Otwarty Schroniska.
To Edyta i Karolina, pod opieką taty, zabierają Flipa do domu.
- Początkowo chciałyśmy przygarnąć jego brata, Flapa. Ale się okazało, że już na niego czeka nowa rodzina. Flipa nawet nie było widać na wybiegu. Siedział w budzie: taki wycofany, jakby zrezygnowany, więc… trzeba go było uratować - mówią. - We wrześniu pożegnałyśmy Tofi, która była z nami przez 14 lat. Też była ze schroniska, więc naturalnym było, że nowego przyjaciela też stąd zabierzemy. Bo kupowanie zwierząt nie ma sensu, skoro tyle porzuconych bezdomnych jest w schroniskach. Jak Flip… w tej budzie chyba czekał właśnie na nas. Będzie z nami szczęśliwy, kochany. Mieszkamy koło parku Noakowskiego, więc będzie miał gdzie się wybiegać.
W szczecińskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt to była wyjątkowo radosna niedziela (7 bm.). Nie tylko dla Flipa i Flapa - półtorarocznych braci uratowanych z działek w rejonie os. Bukowego-Klęskowa - oraz ich nowych rodzin. Trwał bowiem Dzień Otwarty, dla którego przyczynkiem stał się Światowy Tydzień Zwierząt.
- Chcemy zmienić sposób patrzenia szczecinian na schronisko. To nie jest już miejsce traumy, więzienia i krat. To placówka, która stała się przyjazna zarówno zwierzętom, jak i ludziom - przekonywała Ewa Mrugowska, kierowniczka Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Szczecinie. - Dla psów i kotów jest przystankiem w drodze do nowych domów. Oby jak najkrótszym.
Szansa dla Tomcia Palucha i innych weteranów
W porównaniu z innymi tego rodzaju placówkami w kraju, to w szczecińskim przytulisku czworonożni rezydenci przebywają najkrócej. To efekt bardzo dobrego wyniku adopcyjnego. Składa się na niego tak wiele czynników, że na pewno nie można spocząć na laurach. Bo co pies czy kot to inna historia.
- Te o najdłuższym stażu znów będziemy promowali przy okazji kalendarza na przyszły rok - mówi Ewa Mrugowska. - Powinien być dostępny już na przełomie października i listopada. Pierwszych 500 sztuk, po 35 złotych. Już przyjmujemy zapisy na nie. W kalendarzu będzie po 6 kotów i psów. Wśród nich, niestety, chyba znów będzie nasz Tomcio Paluch.
„Paznokcie, długie na ponad 5 cm, zawijały się i wbijały w łapy tak, że z bólu pies nie był w stanie chodzić. Podczas ich obcinania odkryto paskudnego otwartego guza z naciekami ropy: łapa dosłownie gniła" - w takim stanie był Tomcio Paluch, gdy pogotowie interwencyjne zabierało go z pewnego Rodzinnego Ogrodu Działkowego przy ul. Budziszyńskiej.
Jest mieszańcem owczarka niemieckiego, około 10-letnim, nieco wycofanym, nieufnym. Nie jest więc w tzw. adopcyjnym typie psów młodych, małych, o radosnej naturze, domagających się uwagi, łakoci i pieszczot. Skrzywdzony przez jednego człowieka, potrzebuje jednak drugiego - tym razem prawdziwego przyjaciela - który mu o złym losie pełnym bólu pozwoli zapomnieć.
- Ale pojawiła się nadzieja. Jedna pani zainteresowała się losem naszego Tomcia. Ma już jamnika, więc mówi, że jeszcze jest miejsce w rodzinie dla drugiego czworonoga - stwierdza pan Andrzej, jeden z opiekunów schroniskowych zwierząt. - Właśnie się umówili na spacer zapoznawczy, na jutro.
Z podopiecznymi wokół Arkonki
W tym samym czasie, gdy w dmuchanych zamkach dzieciaki bawią się doskonale, skacząc i przekrzykując się wzajemnie, to prowadzący imprezę Robert Bochenko zaprasza do startu uczestników pierwszej edycji „PSIEbiegnij się".
- Odpowiedzieliśmy na fejsbookowe zaproszenie Justyny Wichlińskiej, pomysłodawczyni przedsięwzięcia - opowiadają Ola i Artur, którym na partnera w biegu wskazano oryginalnie umaszczonego, bo pręgowanego mieszańca amstaffa - Aresa. - Zwierzaki siedzą tu i czekają na cud. Pomyśleliśmy, że damy im choć chwilę radości. Przebiegniemy się 5 km wokół Arkonki.
- Bardzo spodobała mi się idea przedsięwzięcia. Dlatego jestem tu i ruszam do biegu z Jackiem (527/18). Wspólnie się przewietrzymy - komentuje Monika. - Poważnie, to może dzięki temu biegowi psiak znajdzie prawdziwy dom? Wystarczy, że ktoś go zobaczy: tu na wybiegu lub w relacji z biegu, na zdjęciach, jakie pewni wszyscy umieścimy potem na swych społecznościowych profilach.
Właśnie w ten sposób, czyli za sprawą zdjęć umieszczonych na społecznościowych portalach, Maciej przygarnął psa, a Agnieszka dwie sunie. Oboje są znajomymi Justyny Wichlińskiej - dietetyczki i trenerki osobistej. Zainspirowali ją do zorganizowania „PSIE biegnij się".
- Nazwa mówi wszystko. Poza tym jest łatwa do zapamiętania. Dziś pierwsza edycja, a grafik kolejnych biegów mam rozpisany co niedzielę aż do końca roku. Mam nadzieję, że ta forma pomocy spotka się z dobrym odzewem i przyniesie oczekiwany rezultat, czyli zwiększy adopcyjne szanse podopiecznych schroniska - przyznaje p. Justyna.
Adopcyjny rekord
Gwar i ruch jest także przy fotobudce. Zdjęcia z niej - tych małych i dużych, z malowanymi twarzami, w maskach, przebraniach i zabawnych pozach - posłużą za element okładkowego kolażu kalendarza na przyszły rok ze schroniskowymi rezydentami. Na pewno nie będzie na nim kotki 300K/18. Głośno skarży się na swój los, krzycząc rozpaczliwie, bo z ciepłego Domu Kota porwano ją do plastikowego kontenerka. Nie wie, że jej nowa opiekunka Agnieszka właśnie podpisuje jej papiery adopcyjne.
- Przyjechałam przygarnąć kociaka, którego upatrzyłam sobie na schroniskowej stronie internetowej. Ale się okazało, że chłopak nie lubi towarzystwa innych kotów. Tymczasem w domu na kompana czeka nasza 14-letnia Józia, więc… Wzięłam ją, niespełna roczną i bardzo energiczną damę. Teraz ma tylko schroniskowy numer, ale dzieci w domu z pewnością wymyślą dla niej jakieś nowe imię. Mam nadzieję, że szybko dobrze się poczuje w naszej rodzinie.
Tak jak Daisy, która w lipcu została przygarnięta ze schroniska jako 9-miesięczne porzucone psie dziecko. Trafiła do rodziny pp. Niczyporów, by stać się najlepszą przyjaciółką 4-letniej Julii i 3-letniego Jakuba.
- Przygarnęliśmy psa na początku wakacji, bo niestety właśnie w tym okresie najwięcej ludzi się pozbywa zwierząt - wspomina p. Anna. - To była przemyślana decyzja z naszej strony. Podyktowana także dobrem naszych dzieci. Córka panicznie bała się zwierząt. Przestała właśnie dzięki Daisy. Dla nich obojga to wielka lekcja empatii. Uczą się, że zwierzę to nie przedmiot, nie zabawka, tylko istota jak my, za którą trzeba brać codzienną odpowiedzialność: karmić, poić, opiekować się. Dzieci przy Daisy stały się grzeczniejsze, jakby bardziej odpowiedzialne. Łatwiej też je oderwać od telewizji. Znacznie więcej czasu spędzamy wspólnie, choćby poza domem, na spacerach. Polecam wszystkim: przygarniajcie bezdomne zwierzęta. Bo nie tylko im zmieniacie świat na lepsze, ale także sobie.
Już dawno w schronisku przy al. Wojska Polskiego 247 nie było tak udanej adopcyjnie niedzieli. I tylu gości, którzy je odwiedzali całymi rodzinami, pokoleniami, z przyjaciółmi. Wśród tych ostatnich były też radne Judyta Lemm i Grażyna Zielińska. Rodzina pierwszej z nich jest liczniejsza dzięki Toli i Tadzikowi, dwójce przygarniętych dachowców. Natomiast drugiej oczkiem w głowie jest piękna Wana herbu czarny wilk.
- Niedziela promująca adopcje. Krok na drodze przeciwdziałania bezdomności psów i kotów. W miejscu, które bodaj jak żadne inne pokazuje, jakże wiele jeszcze trzeba dobrego w edukacji zrobić, żeby ludzie zrozumieli, że nie wolno krzywdzić zwierząt - przyznawały zgodnie. - Takiego wydarzenia nie można było odpuścić!
I blisko pół tysiąca szczecinian nie odpuściło. ©℗
Arleta NALEWAJKO
Fot. Mirosław WINCONEK