Jacht Selma, którego załoga jako pierwsza w dziejach dotarła na żaglach najdalej na południe ziemskiego globu do krańca Zatoki Wielorybów u wybrzeży Antarktydy, od poniedziałkowego popołudnia cumuje w marinie Camping PTTK nad Jeziorem Dąbskim. To wyjątkowy, bo rzadki gość na polskich wodach. Przy dąbskiej kei zacumował po przeszło dekadzie rejsów wokół Przylądka Horn i w dziewicze rejony nie tylko półkuli południowej, ale także Arktyki.
Selma Expeditions, bo taka jest właściwa nazwa jednostki, to jacht, którego współwłaścicielami są Małgorzata Wojtaczka, która jako pierwsza Polka i jedna z nielicznych dotąd kobiet na świecie samotnie dotarła na biegun południowy, a także kapitanowie Piotr Kuźniar i Krzysztof Jasica.
Do kei dąbskiej mariny jacht wpływał z kapitanem jachtowym żeglugi wielkiej Wojciechem Jacobsonem jako pilotem na pokładzie i w asyście honorowej oldtimera Olander, który wypłynął mu na spotkanie na szczecińskim torze wodnym. Na lądzie czekały na gości lampka szampana i tort. Witający załogę mieli okazję wejść na pokład i pod pokład. Potem były długie rozmowy w tawernie, czas na pierwsze refleksje i wspomnienia o ludziach z rodziny żeglarskiej, w tym tych, którzy odeszli, jak choćby o Ludku, Ludojadzie, czyli Ludomirze Mączce, jak zwykli o nim mawiać ci co go znali, z nim żeglowali i byli jego przyjaciółmi nie tylko na wodzie, ale i na lądzie.
Ruszali z Ushuaia, jacht przebył w sumie prawie 9 tys. mil morskich. To był szlak czteroetapowy najpierw do Brazylii, dalej na Azory, potem do Cherbourga u wybrzeży Normandii i stamtąd do Świnoujścia i Szczecina.
– Różne rzeczy, które wydawały się nam 10 lat temu nie do zrobienia, nie do dopłynięcia, okazało się, że jednak są w naszym zasięgu. Wszystko się zmienia, cały czas człowiek się uczy. I sadzę, że za kolejnych dziesięć lat nie tylko będę myślał, ale i mówił, że więcej umiemy, że jeszcze gdzieś dalej zapłynęliśmy. Każdy z nas czerpie z tego satysfakcję, radość, przyjemność – mówi Piotr Kuźniar. – Są już kolejne plany i wyzwania. Tak jak wciąż wiele dziewiczych rejonów, do których chciałoby się dotrzeć.
Jednostka wypłynęła z Gdańska jesienią 2006 roku. Powrót do kraju to – jak dodaje kapitan Kuźniar – zamknięcie pewnego rozdziału i eksploracji zimnych terenów obu polarnych rejonów. Dość wymienić, że na liście dokonań mają choćby dopłynięcie do Wyspy Charcota, eksplorację Morza Weddella, pokonanie Bariery Lodowej Rossa i wspomniane wcześniej dopłynięcie najdalej na południe w głąb Zatoki Wielorybów na Morzu Rossa. Startowali również w regatach Sydney-Hobart.
Ta najważniejsza z wypraw na s/y „Selma Expeditions” z celem dotarcia najdalej jak tylko się da trwała w sumie rok, bez 2 dni: od 6 kwietnia 2014 roku do 4 kwietnia 2015. Razem to 23 000 mil – jak podkreślają jej uczestniczy – fantastycznej przygody z kursem na Morze Rossa, jedno z najtrudniejszych i najzimniejszych mórz Ziemi. Ze świetnymi – co podkreśla kapitan Kuźniar – załogami.
Teraz jednak – jak dodaje Piotr Kuźniar – jest ta dłuższa chwila i pobyt w Szczecinie. Jednostka wymaga przeglądów i w najbliższym czasie przejdzie gruntowny remont. Choć jak na tak intensywny rozkład wypraw odbytych przez ponad dekadę wygląda z zewnątrz całkiem nieźle. Nie licząc śladów wgniecenia w prawej burcie od dziobu, pamiątki po jednym z bliskich spotkań z wielorybem. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jesienią jacht wypłynie ponownie na morza południowej półkuli. ©℗
Więcej o Selmie, podróżnikach i ich dokonaniach, tych spełnionych i jeszcze niespełnionych marzeniach, w najbliższym piątkowym wydaniu magazynu „Kuriera Szczecińskiego”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 21 lipca 2017 r.
Mirosław Winconek
Fot. i filmy: Mirosław Winconek