Koszalin. Miało być gorąco i gwarno. "31 marca strajk szkolny" na koszulkach członkiń Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP), a flagi ruchu społecznego i transparent z hasłem: "System edukacji w rozsypce" przynieśli przedstawiciele Komitetu Obrony Demokracji.
Jednak odzew na apel Partii Razem i innych organizacji opozycyjnych, żeby masowo uczestniczyć w piątkowej (31 marca) pikiecie pod delegaturą Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego (ZUW) był skromny. Stawiło się około stu demonstrantów, którzy popierali żądania nauczycielskich związkowców: gwarancji zatrudnienia do 2022 roku i podwyżki płac o 10 procent.
- Więcej polityków, zaledwie garstka nauczycieli, ale co się dziwić, skoro protesty wobec reformy oświaty są co najmniej o pół roku spóźnione - komentowali nieliczni przechodnie w okolicy kamiennych lwów.
Nie pomogły okrzyki: "Hańba" czy "Razem damy radę", które podnosił Jacek Wezgraj z Partii Razem w przerwach między wystąpieniami polityków z różnych opcji. Manifestantów nie przybywało.
Tymczasem od rana trwał strajk szkolny. W Koszalinie wyłamały się z szeregu zbuntowanych dwie placówki przedszkolne. Dzień bez lekcji lub zajęć przebiegł spokojnie w 26 z 50 ośrodków, w których ZNP zorganizował referenda ważne i pomyślne dla zorganizowania akcji.
- Mamy dowody, że ludzie są przekonani, co do słuszności strajku i zwrócenia uwagi rządzącym na źle przygotowaną reformę oświaty - stwierdziła Małgorzata Chyła, prezes Oddziału ZNP w Koszalinie. - Od września czeka nas czas chaosu w szkołach, której konsekwencje będą ponosić nauczyciele.
ZNP nadal czeka na podjęcie konsultacji przez Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) ze środowiskiem. W sporze zbiorowym, którego wynikiem był strajk, formalnie stroną przeciwną są dyrekcją szkół, ale faktycznie szefostwo resortu. ©℗
Tekst i fot. (m)