- Udowodnił pan, że PiS to nie tylko moherowe berety, ale także partia, która potrafi korzystać z nowoczesnych środków komunikacji. Czy to było trudne?
- Przede wszystkim cieszę się, że szefostwo sztabu Prawa i Sprawiedliwości zaufało nam - grupie młodych ludzi, którzy chcieli podołać temu zadaniu. Od początku założyliśmy, że będziemy działać profesjonalnie, tak jak to się robi w kampaniach wyborczych za granicą. Z biegiem czasu, wraz z realizacją nowych pomysłów, rola internetu w kampanii zaczęła rosnąć, ja zaś zostałem osobą odpowiedzialną za te działania w internecie.
W kampanii Andrzeja Dudy jako pierwszy sztab wyborczy w Polsce przyjęliśmy założenie, że żyjemy w XXI wieku, a więc trzeba postawić akcent na internet, z którego korzysta wielu Polaków. Wcześniej nie było takiego podejścia także wśród naszej konkurencji. Chcieliśmy wykorzystać internet, tworząc własną, profesjonalną agencję informacyjną, z naszymi zdjęciami, filmami i obsługą kanałów w mediach społecznościowych. Nasza agencja miała działać „tu i teraz”, na bieżąco relacjonować stanowisko partii oraz kandydatów. Założyliśmy, że powinniśmy mieć pełną kontrolę nad przekazem w internecie. I to się udało zrobić.
- Ktoś was szkolił, podpowiadał, jak to się robi?
- Prowadzenie kampanii wyborczych to moja pasja. Zawsze się tym interesowałem. Śledziłem kampanie polityczne jeszcze jako gimnazjalista, a zaczynałem od obserwowania kampanii samorządowych w Szczecinie. Mam mnóstwo wycinków prasowych i ulotek wyborczych. W czasie tegorocznej kampanii prezydenckiej i parlamentarnej miałem okazję skorzystać z moich przemyśleń. Wraz z zespołem analizowaliśmy też działania dużych podmiotów politycznych i gospodarczych nie tylko w Polsce, które odnosiły sukcesy w kampaniach politycznych bądź reklamowych. Wyciągaliśmy z tego wnioski, a kierownictwo sztabu i partii dawało nam wolną rękę. I to był jeden z kluczy do sukcesu.
- Z którego swojego pomysłu jest pan najbardziej zadowolony?
- Pierwszym większym innowacyjnym pomysłem było nagranie zjazdu Andrzeja Dudy na nartach za pomocą kamery umieszczonej na kasku. Nie wszyscy byli jednak do tego przekonani. Ale od czasu, kiedy pomysł ten wypalił, okazał się sporym sukcesem, poziom zaufania szefowej sztabu i kandydata na prezydenta do naszego zespołu wzrósł. Bardzo się z tego cieszyłem, bo od tej chwili dużo łatwiej było forsować kolejne niesztampowe pomysły.
- Na kim się wzorowaliście?
- Nie trzymaliśmy się jednej koncepcji. Po prostu korzystaliśmy z dobrych pomysłów i łamaliśmy schematy. Ostatnio przy okazji wizyty premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona w Polsce rozmawiałem z jednym z jego bliskich współpracowników. Dzieliliśmy się doświadczeniami i opowiedziałem mu o naszej inspiracji. Cameron jako pierwszy zaczął relacjonować w mediach społecznościowych swoje spotkania, używając do tego podcastów - krótkich filmików. Nagrywał je przy użyciu komórki i przesyłał do internetu. W naszych kampaniach wyborczych zaczęliśmy robić podobne podcasty.
- Konkurencja polityczna uważa, że w czasie kampanii miał pan grupę hejterów.
- Proszę mi uwierzyć: nie miałem hejterów. Internauci bardzo szybko wychwytują sztuczność i tworzenie takiej grupy nie ma racji bytu. Jestem przekonany, że nie ma możliwości sterowania hejtem w internecie. Poza tym w Polsce słowo hejt jest niedoprecyzowane. Często politycy określają tak nawet małe uszczypliwości, bez których nie obejdzie się żaden przekaz. Słowo hejt jest wręcz nadużywane. Nie zajmowaliśmy się kampanią negatywną. Budowaliśmy przede wszystkim przekaz pozytywny.
- Łatwiej jest wypromować w internecie polityka czy nowy model samochodu?
- Internauci bardzo cenią sobie kontakt, interakcję. Lubią, kiedy polityk podchodzi do siebie z dystansem. Łatwiej jest więc wypromować w internecie osobę, która nie zachowuje się sztucznie, ma dystans do siebie, potrafi przyjąć krytykę, a ponadto wie, w jaki sposób się wypowiadać, formułować teksty i dbać o swój wizerunek na obrazkach i wideo.
Nie zajmowałem się promocją produktów. W internecie znalazłem się przez politykę, a nie trafiłem do polityki dzięki internetowi. Uważam jednak, że błędem wielu polityków było to, że zatrudniali w kampanii wyborczej duże agencje, które na co dzień zajmują się promocją samochodów czy proszków do prania. A to jest jednak różnica. Trzeba mieć dryg, orientację w polityce, by skutecznie prowadzić przekaz promocyjny polityków w sieci. W czasie kampanii wiele razy spotykałem się z firmami, które oferowały nam różne pomysły. Może byłyby one dobre w akcji reklamowej jakiegoś produktu, ale nie dla nas...
- A kogo było łatwiej promować w internecie – Andrzeja Dudę czy Beatę Szydło?
- Pan prezydent czuł internet, bo przed kampanią bardzo często z niego korzystał. Miał wiele doświadczeń, przemyśleń i nawyków, których bronił. Z jednej strony był więc dla nas bardzo dobrym kandydatem, bo czuł się w internecie jak ryba w wodzie, ale z drugiej strony bardzo często nasze pomysły wymagały przekonywania go do zmiany zdania. Jeśli chodzi o panią premier Beatę Szydło, to jak już sama mówiła, uczyła się internetu wraz z rozwojem kampanii internetowej Andrzeja Dudy. Dziś wiele rzeczy w sieci robi już intuicyjnie.
- Ale po wyborach parlamentarnych wygląda na to, że PiS odpuścił sobie internet.
- Z monitoringu internetu wynika, że nie maleje liczba osób, które pozytywnie komentują i pozytywnie włączają się na rzecz rządu PiS w mediach społecznościowych. Rośnie za to w internecie aktywność naszych przeciwników politycznych. I to dostrzegamy. My w dalszym ciągu będziemy robić swoje. Tak jak w kampanii wyborczej zakładamy, że jest to kula śniegowa, która powinna mieć dobre podłoże. W pewnym momencie efekt kuli śniegowej zagra, wskoczy na społeczną falę i zostanie wykorzystany pozytywnie. Mamy bardzo dużo pomysłów na najbliższy czas.
Dziś przede wszystkim zajmuję się komunikacją przy pani premier. Raz w miesiącu Beata Szydło będzie na żywo odpowiadać na pytania internautów na Facebooku. Pani premier nagrywa też podcasty, które często przebijają się do głównych wydań serwisów informacyjnych. To też jest nasz sukces, że za pomocą filmiku nagranego przez komórkę można trafić do serwisów informacyjnych i tworzyć własny przekaz. Dziś niepotrzebna jest już konferencja prasowa, by móc zaistnieć w mediach tradycyjnych.
- Czy to oznacza, że nie można zmieniać Polski bez mediów społecznościowych?
- Media społecznościowe są jedynie sposobem komunikacji. Politycy mogą podejmować decyzje poza internetem, ale muszą je ludziom tłumaczyć także w internecie. Kontakt ze społeczeństwem w mediach społecznościowych jest bardzo ważny i coraz częstszy. Wiele osób korzysta z Facebooka czy Twittera i liczba ta będzie rosła. Jeśli w internecie nie będzie osób, które podejmują w państwie decyzje, to zmiany, które przeprowadzają, będą mniej słyszalne. Jeśli chcemy przekonywać ludzi do zmian, do naszego sposobu ich przeprowadzenia, musimy być obecni w mediach społecznościowych.
- Czy niektóre wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, choćby ta o „najgorszym sorcie Polaków”, sprawiają panu problemy w budowaniu przekazu i komunikacji w internecie?
- Reakcje ludzi w mediach społecznościowych są pochodną realnej polityki. Na pewno wypowiedzi polityków, które są mniej lub bardziej barwne, mobilizują zawsze jedną i drugą stronę. To jest naturalne. Duży wzrost komentarzy związanych z PiS pojawił się w internecie, kiedy pani premier wypowiedziała się 15 grudnia w wieczornym orędziu, a wcześniej zabrała głos w Sejmie. Wypowiedzi Beaty Szydło zmobilizowały wiele osób do działania w internecie, do lajkowania i komentowania.
- Ale nie tylko polityką i internetem człowiek żyje. Jak spędzi pan święta?
- Po okresie ciężkiej pracy chcę ten czas spędzić z rodziną i odpocząć. Tuż po świętach mamy kolejne posiedzenie Sejmu.
- Co Święty Mikołaj, ten rządowy, może w najbliższym czasie przynieść dla Szczecina i Pomorza Zachodniego?
- Sporo przyniósł już dla Pomorza Zachodniego. Politycy z naszego regionu objęli wiele funkcji w rządzie. Jestem przekonany, że osoby, które będą pracowały na rzecz gabinetu premier Beaty Szydło, będą realizowały pomysły, które są dobre dla Pomorza Zachodniego, dla Szczecina i Koszalina. Dużym prezentem dla naszego regionu było utworzenie Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, zaś ważną decyzją honorującą Pomorze Zachodnie jest fotel wicemarszałka Sejmu dla posła Joachima Brudzińskiego. Nieskromnie powiem też, że wyróżnieniem skierowanym do ludzi młodych jest to, że w rządzie Beaty Szydło jest najmłodszy sekretarz stanu, który pochodzi z Pomorza Zachodniego...
…i ma ledwie 28 lat.
Dodam też, że prezydent Andrzej Duda w okresie pięciu miesięcy od swojego zaprzysiężenia już pięć razy odwiedził nasz region, co świadczy o tym, że dla obecnego prezydenta ziemia ta jest bardzo ważna. Jestem przekonany, że dla obecnie rządzących - dla premier Szydło, dla prezydenta Dudy oraz dla PiS, partii, która ma większość w Sejmie - Pomorze Zachodnie jest ważne i będzie to mieć odzwierciedlenie przy podejmowaniu istotnych dla tego regionu decyzji.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magdalena Szczepkowska
Fot. Ryszard Pakieser