Nie tylko jabłonie i wiśnie, ale również jarzębiny i grusze sadzono niegdyś przy drogach rokadowych twierdzy Szczecin. Gdy pod koniec XVIII wieku miasto zrzuciło wojskowy „gorset", zaczął się rozwój jego zielonych promenad, a ulice dekorowano także palmami daktylowymi. Współcześnie nasze miasto także rozkwita wiśniami, tyle że japońskimi, a też jabłoniami, choć głównie rajskimi. Przy ulicach nadal są sadzone jarzębiny, ałycze i grusze. Choć teraz nie dla owoców, ale ku ozdobie.
Zanim Szczecin stał się twierdzą (1724-1873), w jego granicach drzewa były rzadkością. Ogrody tylko przyklasztorne, a winnice nadodrzańskiej skarpy - książęce.
- Jednak najstarsze przekazy ikonograficzne, pochodzące z przełomu XVI i XVII stulecia, ukazując widoki Szczecina z lotu ptaka, we wnętrzach kwartałów zabudowy miejskiej oraz na przedmieściach przedstawiają znaczne przestrzenie zieleni - mówi dr Bogdana Kozińska, autorka wielu prac dotyczących historii Szczecina, w tym nt. zieleni. - Potem w twierdzy Szczecin obowiązywał zakaz 1300 kroków, co oznaczało, że na jej przedpolu nie można było ani stawiać budynków, ani sadzić drzew. Wyjątkiem były morwy i wiśnie, bo nie rosły wysoko. O ile te pierwsze sadzono dla hodowli jedwabników, o tyle drugie dla celów konsumpcyjnych. Zwyczajem było również obsadzanie drzewami owocowymi dróg łączących z miastem okoliczne przysiółki i gospodarstwa. W sposób, co ciekawe, który umożliwiał odmierzanie odległości. Sadzono np. wiśnie, a dokładnie na kilometrze jedną gruszę, a po niej kolejne równie niskie drzewa owocowe. Grusza rosła wysoko, pozwalając wędrowcowi odmierzać pokonaną drogę.
Jeszcze pod okupacją francuską (1809 r.) ówcześni szczecinianie założyli „Towarzystwo zakładania publicznych alei spacerowych"... ©℗
Więcej czytaj w środowym „Kurierze Szczecińskim" i e-wydaniu z 10.08.2016 r.
Arleta NALEWAJKO
Fot. Ryszard PAKIESER/ Robert STACHNIK
Na zdjęciu: wiśnia japońska przy „bartłomiejsce"