Ten spór toczy się od kilku lat i dotyczy prawa do użytkowania drogi dojazdowej do posesji przy ul. Mochnackiego. O sąsiedzkim konflikcie informowaliśmy w kwietniu br.
Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się w 1963 r., kiedy decyzją szczecińskiego magistratu do jednej z nieruchomości przyłączono ową drogę dojazdową. Skutek jest taki, że pozostali mieszkańcy tego rejonu skarżą się na utrudniony dojazd do własnych domków.
Podczas pierwszej wizyty przy ul. Mochnackiego nie udało nam się skontaktować z właścicielami dojazdu do posesji. Dziś przedstawiamy ich stanowisko.
– Zacznijmy od tego, że to nie jest droga – mówi syn właściciela działki. – Wcześniej nie było problemów, ponieważ sąsiedzi nie chcieli zagarnąć mojej własności. Nikt im wcześniej nie robił żadnych problemów z tego, że przechodzili, przejeżdżali przez tę drogę czy nawet stawiali samochody.
Lokatorzy posesji bez dojazdu próbowali porozmawiać z właścicielami (jest ich dwóch – ojciec i syn) spornego odcinka i zaproponować im wykup drogi, tak aby każdy mógł z niej swobodnie korzystać. Jak nas poinformowali sąsiedzi, spotkanie zakończyło się awanturą ze strony właściciela.
– To nie jest prawdą, że spotkanie zakończyło się wrzaskami i awanturami – zaprzecza syn właściciela działki, która jest dojazdem. – Mój ojciec powiedział wtedy, że trzeba poczekać jeszcze dwa lata ze względu na udzieloną bonifikatę i wtedy możemy zacząć działać z podziałem drogi na kolejnych właścicieli. Niestety, nie chcieli czekać i to z ich winy nie doszło do sprzedaży.
Pełnomocnik właścicieli działki wystosował propozycję ugodową, w której zaproponował 25-procentowy udział każdemu z sąsiadów, czyli proporcjonalnie do liczby posesji, dla których działka stanowi dojazd. Niestety, do porozumienia nie doszło.
– Największego winowajcy i tak nikt nie bierze pod uwagę – mówi syn właściciela. – My się ze sobą tutaj żremy, a największym winowajcą jest Miasto. Dlaczego oni (sąsiedzi – red.) nie poszli do władz miasta?
Narzeczona naszego rozmówcy dodaje: – Na pierwszej rozprawie sąd zapytał sąsiadów, czy chcą, aby Urząd Miasta Szczecin brał w niej udział. Odpowiedzieli wówczas kategorycznie „nie”.
Jak twierdzą właściciele spornego odcinka, ich sąsiedzi wprost powiedzieli, że to urzędnik im doradził, aby szli do sądu i złożyli pozew przeciwko nim.
– Nie ma woli porozumienia – uważa pełnomocnik właścicieli dojazdu. – Ze strony sąsiadów jest: „no bo nam się należy”. No dobrze, ale przecież trzeba tę drogę odśnieżać, remontować. Do tej pory robili to tylko właściciele, podczas gdy druga strona tylko korzystała z tej działki.
Niedługo ma się odbyć rozprawa w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. Czy sąsiedzi zakończą konflikt, który według nich „powstał przez pomyłkę Miasta”?
Tekst i fot. (KaNa)