– Organy ścigania zrobiły ze mnie wroga publicznego numer jeden, jakiegoś kacyka. A to nieprawda. Podobnie jak to, że żądałem łapówki – zapewniał w ostatnim słowie Tadeusz D. – były dyrektor szczecińskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. We wtorek (21 sierpnia) zakończył się proces w sprawie, w której występuje on jako jeden z głównych oskarżonych.
Przypomnijmy – proces w tzw. aferze ZUS toczy się przed Sądem Okręgowym od grudnia 2013 roku. Jego głównymi bohaterami są były prezes centrali ZUS Sylwester R. oraz dyrektor szczecińskiego oddziału tej firmy Tadeusz D. Oprócz nich na ławie oskarżonych zasiadają także były zastępca szefa szczecińskiego oddziału, były dyrektor Departamentu Inwestycji i Zarządzania Majątkiem Centrali ZUS w Warszawie, kierownik Inspektoratu ZUS w Świnoujściu oraz naczelnik Wydziału Administracyjno-Gospodarczego ZUS w Szczecinie. Prokuratura zarzuca im popełnienie wielu przestępstw przy inwestycjach budowlanych dla ZUS w Świnoujściu i Myśliborzu. Ale również np. przy remoncie domu eksprezesa. Według śledczych Sylwester R. i Tadeusz D. nie dopełniali obowiązków służbowych, co skutkowało dużymi stratami w majątku firmy.
We wtorek głos zabrała czwórka oskarżonych oraz obrońca jednego z nich – przedsiębiorcy Konrada H.
– Dajcie mi paragraf, a znajdzie się człowieka. To słynne powiedzenie oddaje całkowicie charakter tego procesu, taka myśl mu przyświecała. Mój klient jest ofiarą tego postępowania – mówił mecenas Igor Frydrykiewicz, obrońca Konrada H.
O uniewinnienie wniósł także oskarżony Jan A. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 22 sierpnia 2018 r.
Dariusz Staniewski
Fot. Robert Stachnik