O sytuacji pani Agnieszki Wachnik pisaliśmy w „Kurierze” na początku października. Kobieta wraz z partnerem i dwójką niepełnosprawnych synów opuściła Włochy w obawie o odebranie im dzieci. Przez jakiś czas tułali się po Szczecinie, nie mieli dachu nad głową, spali w samochodzie. Ich sytuacja się unormowała, ale niezałatwione sprawy we Włoszech nie dają jednak o sobie zapomnieć.
W piątek 19 listopada odbieram telefon od Agnieszki Wachnik – bohaterki reportażu opublikowanego w „Kurierze Szczecińskim”. Kobieta, aby zapewnić bezpieczeństwo i godny byt swoim dzieciom podjęła wraz z partnerem nagłą decyzję o opuszczeniu kraju, w którym spędziła kilkanaście lat życia. – Było to dobre życie – opowiada. – Niczego nam nie brakowało. Do czasu, aż – według jej relacji – popadła w konflikt z tamtejszymi lekarzami, których oskarża o zaniedbania w stosunku do synów. W dniu, kiedy do mnie dzwoni, jest roztrzęsiona i zdesperowana – uważa, że zgłoszenie się do lokalnej gazety pozostaje ostatnią deską ratunku. Najpierw pojawiła się informacja, że rodzina straciła dobytek całego życia, który zostawili we Włoszech. Właściciel mieszkania, które tam wynajmowali, oznajmił, że wszystko wyrzucił. Pani Agnieszka wpadła w rozpacz. Wśród mebli znajdowały się także rzeczy należące do jej synów, w tym między innymi zabawki sensoryczne dla najmłodszego Leona. Dopiero kontakt z konsulem Włoch i jego interwencja potwierdziły, że rzeczy nadal są w dawnym apartamencie. Koszty przewozu są jednak wysokie. Niebawem upływa też ostateczny termin umowy, która zobowiązuje parę do odebrania swojego dobytku do 15 grudnia.
Pani Agnieszka chciałaby też przewieźć z Mediolanu zwłoki swojego pierwszego dziecka. Jeśli tego nie zrobi w wyznaczonym terminie, grób – zgodnie z włoskim prawem – zostanie zlikwidowany. Jednak zarówno kremacja, jak i transport prochów to suma 4 tysięcy euro. Kobieta płacze, kiedy opowiada o swoim zmarłym przed szesnastu laty dziecku. Twierdzi też, że istnieje szansa na zminimalizowanie kosztów przewozu prochów poprzez kontakt z włoskimi urzędnikami. Pani Agnieszka chciałaby też podjąć walkę o odszkodowanie z włoską służbą zdrowia, którą obwinia o rzekome zaniedbania w stosunku do jej dzieci. Wynajęcie adwokata to jednak znowu dodatkowe i niemałe koszty.
Wydaje się, że sytuacja rodziny uległa poprawie. Mają zapewniony apartament w hotelu, partner ma stałe zajęcie, dzięki któremu jest w stanie zapewnić rodzinie utrzymanie. Jednak wypadek, w wyniku którego ma unieruchomioną rękę, utrudnia mu chwilowo pracę fizyczną. Dotychczas rodzina otrzymała pomoc między innymi od księdza Tomasza Kancelarczyka, którą zaoferował kobiecie i jej partnerowi, pracę i mieszkanie. W sprawie pani Agnieszki Wachnik interweniowała też Fundacja Rzecznik Praw Rodziców, kierując pisma z prośbą o pomoc do prezydenta Szczecina Piotra Krzystka.
– Robimy, co możemy, aby znów nie wylądować w samochodzie – mówi pani Agnieszka. Wynajem hotelowego pokoju jest kosztowny, ale są szanse na wynajęcie własnego mieszkania. Jednak po drodze pojawiły się komplikacje natury formalnej. Okazało się, że synowie nie posiadają polskiego obywatelstwa, w związku z tym starszy nie może być zapisany do szkoły, a młodszy do przedszkola. Oboje wymagają też fachowego i kosztownego leczenia. Czternastoletni Alex cierpi na małogłowie i wymaga rezonansu głowy, młodszy Leon z kolei ma zdiagnozowane zaburzenia integracji sensorycznej. Stan chłopców trzeba nieustannie monitorować. Ich matka twierdzi, że polscy lekarze są w stanie pomóc dzieciom. – W Szczecinie specjaliści są najlepsi – stwierdza. Troska o zdrowie dzieci, brak własnego lokum i pieniędzy sprawiają, że nad rodziną wciąż wisi groźba skrajnej biedy. Kobieta jednak nie traci nadziei. – Nie poddaje się – mówi. – Robię wszystko z miłości do dzieci.
Rodzinie potrzebne są podstawowe rzeczy, w tym przede wszystkim ciepłe ubrania na zimę: kurtki (zwłaszcza dla partnera), spodnie dla dzieci, skarpety, rajstopy, czapki, szaliki. Przyda się także żywność. Dzieciom przydałyby się zabawki, ponieważ wszystkie zostały we Włoszech. Można także pomóc finansowo poprzez zrzutkę – tam rodzina zbiera przede wszystkim pieniądze na leczenie synów i pomoc prawną. Pani Agnieszka jest niezwykle wdzięczna za każde wsparcie. Zapewnia, że odwdzięcza się swoim darczyńcom. – Sami lubimy pomagać – podkreśla w rozmowie.
Agata JANKOWSKA