Mój tato jest uprzejmy mawiać, że jeśli mnie boli, to bardzo dobrze, bo oznacza to, że żyję. W młodości bardzo złościły mnie te słowa. Czułam, że zamiast pocieszenia i uznania moich emocji, otrzymuję w pakiecie rubaszne ignorowanie ich. Dziś zauważam w tym głębszy sens. Czy jednak wystarczy nam takie podejście, by rozumieć, dlaczego życie powinno nas boleć? Jak odnaleźć sens w stresie, cierpieniu, bólu? Jak przestać stresować się stresem?
Dlaczego uważam, że stres jet ok?
Stres jest naturalną, fizjologiczną odpowiedzią organizmu na wszystko, co jest identyfikowane przez niego jako niekorzystne i wymaga od nas mobilizacji i zwalczenia „niebezpieczeństwa”. Dlaczego używam cudzysłowu? Nie każdy stres jest zły i nie wszystko, co go powoduje, jest niebezpieczne w potocznym tego słowa znaczeniu. Mówiąc „niebezpieczeństwo”, mam na myśli wszystko, co zaburza pewną, wygodną równowagę, zastany porządek rzeczy, a ten nierzadko wcale nam nie służy, np. złe nawyki, nałogi, stagnacja, brak kwalifikacji, wykształcenia, tkwienie w toksycznej relacji.
Przykład. Czeka cię egzamin. Ważny egzamin. Matura. Czujesz stres. Dlaczego? Bo czeka cię zmiana. Musisz się czegoś nowego nauczyć, ktoś cię oceni i powie: sprawdzam! Obawiasz się oceny otoczenia i konsekwencji, gdy nie zdasz. Jednocześnie ten sam stres mobilizuje cię do uważnej, wytężonej nauki, tak, by osiągnąć taki poziom wiedzy, który zapewni ci zdanie egzaminu. Przecież to zmiana na lepsze prawda? Wejdziesz na wyższy level, co wpłynie na poczucie własnej wartości i pewność siebie. Zauważ, Twoim stresorem jest egzamin, który docelowo ma zmienić Twoje życie na lepsze. Czy to nie paradoks? Ano nie, bo według definicji, każde zakłócenie równowagi inicjuje stres. W tym jednak przypadku zaburzenie zastanego porządku oznacza rozwój, taki stres nazywamy potocznie pozytywnym (stres pozytywny – eustres, stres negatywny – distres).
Termin „stres” pierwotnie odnosił się do różnego typu napięć, nacisków lub sił, które działają na systemy badane przez fizyków. Do nauk o zdrowiu wprowadził je, słynny w środowisku naukowym, dr Stress, czyli Hans Hugo Selye. Lekarz fizjopatolog i endokrynolog. Badaniu tego zjawiska i jego wpływowi na człowieka poświęcił 50 lat pracy naukowej.
Dlaczego to normalne, że się stresujemy?
Wszystkie sytuacje, w których napotykamy jakiekolwiek zmiany, wymagają od nas szczególnego wysiłku, potrzebnego do ponownego przystosowania się, a przecież jak mawiał Heraklit z Efezu: Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana.
Można się więc pogubić, bo jednocześnie nieustannie dążymy do homeostazy. Czym ona jest? Z języka greckiego homoíos – podobny, równy; stásis – stanie, trwanie, a więc trwanie w podobieństwie, równowadze. To cel większości naszych reakcji i zachowań, a jeśli coś w tym nam przeszkadza, naturalną konsekwencją jest, że się stresujemy. I tak w kółko. Do homeostazy dążymy w każdej sekundzie naszego życia, tak w sensie biologicznym jak i psychologicznym, emocjonalnym, czy więc żyjemy po to, by się stresować? Czym jest mniejsze zło i dlaczego czasem je wybieramy?
Przykład. Rozwodzisz się. Diametralnie zmieni się Twoja sytuacja. Bez względu na powód i winę, pewne stałe w Twoim życiu ulegną dekonstrukcji. Znikną tzw. kotwice bezpieczeństwa. Być może nie będziesz miał/a na kim polegać planując budżet domowy, wrócisz na tzw. randkowy rynek wtórny z deficytem zaufania do nowych znajomości, obok w łóżku nie będzie już spała bliska osoba, nie będzie miał kto odebrać dzieci, dzielić opieki w chorobie. To wszystko stanowi naruszenie równowagi, Twojej homeostazy życiowej. Czy była dla ciebie wspierająca, czy nie, to już druga sprawa. Jeśli żyła/eś w przemocowym związku to i tak, na tę chwilę odczuwasz jedynie stres i lęk przed zmianą, mimo że docelowo Twoje życie ma szansę zmienić się na lepsze.
Dlatego właśnie wiele osób tkwi w trudnych związkach, toksycznych relacjach. Bo, tak czy siak, osiągamy w nich wygodną równowagę, znany nam porządek rzeczy, a nowe, nieznane jest zawsze „zagrożeniem” dla starego. Mówimy wtedy: lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu lub lepiej mieć święty spokój niż rację.
Dlaczego lubimy słodkie cytryny i kwaśne winogrona?
W sytuacji stresowej mamy różne opcje do wyboru:
• ulegamy, rezygnujemy, racjonalizujemy to co się właśnie wydarzyło; uznajemy za nieważny cel, którego nie udało się osiągnąć (kwaśne winogrona) – „i tak do mnie nie pasował”
• agresywnie pokonujemy barierę za wszelką cenę
• omijamy przeszkodę
• racjonalizujemy, szukając zastępczego celu, uznajemy, że w sumie to, co się właśnie wydarzyło, jest przyjemne, tylko jeszcze to do nas nie dociera (słodkie cytryny) – „bije, ale wierny jest i pieniądze do domu przynosi”
• uciekamy, zaprzeczamy (np. odurzanie się).
Warto poddać refleksji, którą najczęściej drogę wybieramy i dlaczego. Bez względu na to, co wybierzemy, każda z tych reakcji wiąże się z konkretnym kosztem, konsekwencją. Właśnie ta świadomość kosztów w oswajaniu stresu jest ważna i stanowi bardzo konkretną wiedzę o nas. Poznanie siebie w stresie, wachlarza powtarzalnych, osobistych reakcji i tego, co możemy z tym zrobić samodzielnie lub kiedy już czas poprosić o wsparcie, jest kluczem do dobrego życia. Nie bezstresowego, tylko dobrego, bo jak już ustaliliśmy, stres może być wspierający, ale z pewnością jest nieunikniony. Jak pogoda. Zła, obojętna, dobra, ale jest.
Kwaśne winogrona to termin wywodzący się z bajki Ezopa Lis i winogrona, w której lis, nie mogąc dosięgnąć niektórych winogron, stwierdza, że są one kwaśne i dlatego nie warto ich jeść.
Z psychologicznego punktu widzenia kwaśne winogrono oznacza obniżanie realnej wartości czegoś, czego pragniemy, ale nie możemy mieć. Jest to mechanizm obronny chroniący nasze ego i poczucie własnej wartości, gdy nie udaje nam się osiągnąć naszych celów. „Słodka cytryna” jest przeciwieństwem kwaśnych winogron. Termin ten ilustruje podobnie ważny, psychologiczny proces racjonalizacji. Odnosi się do przeceniania czegoś, co się ma, ale początkowo nie chciało. Podobnie jak kwaśne winogrona, jest to strategia poznawcza, pozwalająca poradzić sobie z rozczarowaniem i jak najlepiej wykorzystać mniej sprzyjające sytuacje.
Kryzys mam, nie mów do mnie teraz!
Zbyt często zdarza mi się słyszeć pytanie: Agata, czy ja właśnie przechodzę kryzys, czy może jednak nadużywam tego słowa, pieszczę się?
Mimo iż podobnie jak do słowa „depresja” mamy skłonność do nadużywania słowa „kryzys”, jestem zagorzałą przeciwniczką mówienia: pieścisz się, ogarnij się, nie przesadzaj, inni mają gorzej. Tymi słowami umniejszamy naturze, emocjom, a więc sobie samym lub osobie, która nam zaufała. Lekceważymy najważniejsze co mamy, bo emocje są konkretnymi informacjami z ciała i umysłu. Nie ma lepszych i bardziej godnych zaufania informatorów. Dopiero ich interpretacja i podjęta strategia działania może być wspierająca lub nie.
Tak, to prawda, nie każdy stres jest kryzysem. Kryzys jest bardzo poważnym, konkretnym stanem stresu emocjonalnego. Może wynikać z przewlekłego, niemonitorowanego stresu lub z sytuacji nagłej. Jego początek jest wtedy, gdy odczuwamy mniejszą lub większą dezintegrację funkcji psychicznych i życia, innymi słowy mamy totalny bałagan w sercu, duszy, głowie, emocje sięgają zenitu. Nie łączymy kropek, czujemy, że lewitujemy w próżni. Nie wiemy, co z tym zrobić, czujemy bezsens, zwątpienie, bezsilność, złość, smutek, zagubienie, lęk, strach, niepokój, czujemy się nieswojo, jesteśmy jak nie w swojej skórze. Metaforycznie przygniata nas wielki głaz, fizycznie nie możemy oddychać, racjonalnie interpretować rzeczywistości.
W kryzysie psychicznym normalne strategie radzenia sobie mogą nie wystarczyć. Warto wspomnieć, że każdy może reagować na to samo wydarzenie inaczej. To co u nas wywoła kryzys, w innej osobie może wywołać minimalne skutki uboczne lub nie odczuje ich wcale i odwrotnie. Dlatego właśnie nie wolno nam lekceważyć czyichś emocji i uczuć. Krytykować, że zachowuje się nieadekwatnie do sytuacji. Kryzys psychiczny obejmuje stres traumatyczny i nagłe stany psychiczne. Stres traumatyczny wynika z zewnętrznych sytuacji stresowych, które mają charakter nagły i nieoczekiwany np. gwałt, wypadek, klęska żywiołowa, smierć, molestowanie. Nagłe stany psychiczne to sytuacje kryzysowe, w których ogólne funkcjonowanie człowieka jest poważnie upośledzone, ze względu na stan psychiczny, nie jest on w stanie samodzielnie funkcjonować. Ma to również wpływ na jego osąd. W obu przypadkach pilnie należy zgłosić się po pomoc do psychiatry, psychoterapeuty i powiedzieć o tym zaufanej osobie.
Jaka jest różnica między kryzysem, a „zwykłym” stresem? Kryzys wywołany bywa losowym wydarzeniem albo zmianami rozwojowymi, ma wyraźny początek i przyczynę, podczas gdy stres polega na zaistnieniu obciążającej relacji między nami a środowiskiem i nie zawsze da się precyzyjnie określić, kiedy ta relacja jest już stresująca (np. relacje z szefem). Kryzys polega na załamaniu się mechanizmów adaptacyjnych, które na skutek stresu wcale nie muszą zawodzić. Stres, o ile jest wystarczająco gwałtowny i nasilony może spowodować wystąpienie kryzysu, ale nie musi i najczęściej tak się nie dzieje Jak rozpoznać swój stan, kiedy czas do specjalisty i jakie metody mogą nas wesprzeć w samodzielnym oswajaniu stresu? O tym w kolejnym felietonie. Tymczasem życzę Państwu odnalezienia drogi do upragnionej homeostazy emocjonalnej. ©℗
Agata BARYŁA
Agata Baryła, coach mentor, wykładowczyni akademicka, prowadzi firmę Świadoma Komunikacja.