Od dzieciństwa mam – łagodnie mówiąc – dystans do tego co niemieckie. Nie dotyczy to twórczości artystycznej, zwłaszcza genialnej niemieckiej muzyki klasycznej. Za to jak najbardziej sfery praktycznej, w tym nawet renomowanych niemieckich marek aut. Ta irracjonalna germanofobia to w dużej mierze skutek wspomnień po straszliwej wojnie, a także powojennej edukacji, która mimo wielu doktrynalnych ograniczeń, trafnie definiowała położenie Polski i czyhające na nią zagrożenia.
Uważam, że jest wyjątkową przewrotnością historii, iż po wywołaniu i przegraniu dwóch wojen światowych i potwornych zbrodniach na ludności cywilnej, Niemcy tak gładko powracają do roli europejskiego hegemona, który ośmiela się dyktować warunki swym słabszym i uboższym sąsiadom.
Niedawno – po najeździe Rosji na Ukrainę – ktoś nazwał Polskę mocarstwem humanitarnym… Niestety, nasza gotowość do poświęceń okazała się przesadna, niepraktyczna, hojność zgoła nieuzasadniona… Znów życie uczy, że w sprawach wagi państwowej, gdzie niepodzielnie rządzą interesy, rozwaga, trzeźwa kalkulacja zysków i strat musi dominować nad emocjami.
Uczmy się od naszych zachodnich sąsiadów – tych od Odry do Atlantyku.
Natomiast w sporze o kształt Unii Europejskiej to właśnie Polska – wciąż jeszcze uchodząca za „zacofaną”, konserwatywną (czyli normalną) ma rację. Niestety, duch sarmacki z narodu wyparował. W tej sytuacji podjęty przez lewicowo-liberalne elity zamach stanu, czyli próba budowy europejskiego imperium wedle niemieckich wzorów, wciąż nie napotyka na nasz zorganizowany opór.
Większość rodaków rozumuje: skoro dziś ponad 80 proc. prawa w krajach Unii pochodzi z Brukseli, czy warto kruszyć kopie o pozostałe kilkanaście procent? Otóż owa większość nie zdaje sobie sprawy, jak wielki wpływ na nasze życie codzienne ma właśnie ta „resztka”, w której mieści się polityka zagraniczna, obronność, bezpieczeństwo (policja), rolnictwo, ekologia, lecznictwo, ale także decydująca o przyszłości narodu edukacja, wreszcie podatki, określające poziom życia i stan posiadania. W tych dziedzinach – stanowiących esencję istnienia państwa – progresywny zachód lansuje, niestety, neokomunistyczną rewolucję, która ma znieść drobnych i średnich posiadaczy.
Nowy, wybrany przy rekordowej frekwencji, Sejm wydaje się co najmniej… niedojrzały do powagi czasów. Pełen osób małostkowych, skupionych ma odwetach, którym krzewy zasłaniają las.* Co prawda partia Konfederatów – zdecydowanych przeciwników eurokołchozu wyrażając sprzeciw – nie bije na alarm tłumacząc opinii publicznej, że na walkę o zachowanie polskiej samodzielności będzie czas w przyszłym roku.
Domani, magnana… a w polszczyźnie „byle do wiosny” oraz „myślał indyk o niedzieli…”
Oby potem ktoś z bliskiego wschodu, choćby z tak pobłażliwie traktowej Białorusi, nie miał okazji przytoczyć XIX-wiecznego porzekadła: „Dożyli się Polaki, ni chleba, ni tabaki”.
Niektórzy, być może niepomni całkiem niedawnych wydarzeń, liczą na rozwagę prezydenta Dudy. Cóż, chciałoby się mieć w nim opokę…
Jednakże po wrześniowym szczycie ONZ, gdzie nasz prezydent skwapliwie zgodził się na rozszerzenie uprawnień finansowanej przez farmaceutycznych gigantów Światowej Organizacji Zdrowia, mimo że dokument odrzuciło 11 spośród 192 krajów. Co więcej, na tymże zgromadzeniu Andrzej Duda wygłosił również apel o przyśpieszenie programu realizacji Agendy 2030, czyli tzw. zrównoważonego rozwoju) – walki z CO2 i całą naszą cywilizacją w imię ratowania „Matki Ziemi”(!). Wybrał zatem kurs na karierę światową… ©℗
* „Człek szlachetny rozumie prawość, człek małostkowy rozumie zysk”.
(Konfucjusz - Dialogi)
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.