Przywykliśmy traktować katastroficzne przepowiednie jak chore rojenia lub melodie odległej przyszłości. Tymczasem wiele wskazuje na to, że rządy większości państw świata, podejmując ponad rok temu na skalę globalną walkę z wirusem grypopodobnym, uwikłały ludzkość w kolejną wojnę światową… i to przeciw ludzkości. Wszak zmobilizowanie całej publicznej służby zdrowia – do walki z jednym grypopodobnym zarazkiem, zaniedbując leczenie innych dolegliwości, a do tego separacja ludzi, zamknięcie usług społecznych okazały się niezawodną receptą na chaos, paraliż wielu dziedzin. Klęskę lecznictwa ilustruje w tym czasie ponad 70 tys. więcej zgonów na ciężkie przewlekłe choroby, których leczenie odłożono, skupiając się na ściganiu wirusa.
Gotów byłem zrozumieć sytuację rządzących, nawet wtedy gdy ponad pół roku temu szef sanepidu dr Pinkas w przypływie szczerości – świadom bezsensu oficjalnej wykładni – powiedział, że maseczki należy nosić „aby każdy widział, że jest pandemia”, natomiast całość restrykcji w życiu społecznym jest po to, by „stworzyć emocjonalne zapotrzebowanie na szczepionkę”… Temu służył lansowany oficjalnie pogląd, że na COVID nie ma skutecznego leku i szczepionka to jedyny ratunek. Tymczasem dr W. Bodnar, pulmonolog kierujący przychodnią w Przemyślu, pokazał, że skutecznie leczy COVID amantadyna – lekarstwo znane i tanie. Dziś, gdy tysiące ludzi dzięki amantadynie odzyskało zdrowie, nasz rząd przedłuża badania kliniczne leku… Ani chybi po to, by „wyszczepić” jak najwięcej Polaków…
Dwa miesiące temu do kraju trafiły szczepionki przygotowane w ekspresowym tempie czterech miesięcy (zamiast 2-3 lat!) i to w kilku odmianach. Dopuszczone przez Europejską Agencję Leków warunkowo, jako nie do końca przebadane, a więc eksperymentalne. Zdaniem fachowców jest to innowacyjny genetyczny preparat leczniczy, a nie klasyczna wakcyna.
Niebawem jedna trzecia dorosłych Polaków zostanie nim zaszczepiona. Czy zapewni to nam grupową odporność na COVID-19?
Jak twierdzą niezależni wirusolodzy, prawdziwą odporność gwarantuje kontakt z wirusem, przechorowanie lub przejście zakażenia bez objawów. Zatem im więcej kontaktów międzyludzkich (= infekcji), tym liczniejsza grupa odpornych. W krajach wyznających tę klasyczną zasadę zamiast rygorów izolacji po prostu leczy się chorych. Tak wygląda normalność, której nas – wskutek globalnej presji – pozbawiono.
Myślałem, że ponad rok covidowych regulacji uodpornił mnie na język i ton komunikatów polskiego ministra zdrowia. Kiedy jednak w odpowiedzi na pytanie, jak długo potrwają „pandemiczne” restrykcje, słyszę, że „obecne pokolenie 50-latków, a nawet 40-latków nie doczeka normalności sprzed pandemii”… poczułem, że pan minister nam – bezbronnym obywatelom – pogroził. W stylu szatniarza z filmu Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”…
Nieżyjąca już piosenkarka Kora Jackowska w stanie wojennym wykonywała monumentalną, dla mnie kultową pieśń „Czekam na wiatr, co rozgoni ciemne skłębione* zasłony, stanę wtedy na raz ze słońcem twarzą w twarz”. Coraz więcej z nas na ten ozdrowieńczy wiatr czeka.©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
* W 1982 w Szczecinie w parku Kasprowicza zaśpiewała: „czerwone”.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.