Nie tylko na słotę czy mróz, ale też na letni skwar dobrze mieć dach nad głową. Najlepiej własny.
Zielony Ład, a raczej Zielony Obłęd, jaki opanował Zachód po obu stronach Atlantyku, konsekwentnie dąży do likwidacji wielowiekowego dorobku cywilizacji – normalnego rolnictwa, przemysłu, edukacji, lecznictwa, a nade wszystko wolności. Ta zaś wiąże się z posiadaniem czegoś, przynajmniej dachu nad głową.
Otóż, po przegłosowaniu w europarlamencie ustawy o nowej „klimatycznej” polityce energetycznej w budownictwie, powstaje realna groźba, że ów dający nam poczucie bezpieczeństwa dach może się niebawem zachwiać.
Plemię zajadłych ekoterrorystów, projektujących nam świat pod wodzą Niemiec, niestety dominuje w UE, ale najbardziej przeraża fakt, że to szaleństwo wspierają polscy europosłowie, których wybraliśmy, by strzegli interesów Polski! Właśnie uchwalili ekonormy, które już niebawem mają obowiązywać przy budowie nowych domów. Niestety, oznacza to również przymus dostosowania do nich budynków już zamieszkanych, które będą musiały uzyskać specjalne certyfikaty, nie dość że odpłatne, to zobowiązujące do wykonania kosztownych remontów i to jeszcze w czasach kryzysu! Nie wolno ci będzie, człowieku, mieszkać we własnym domu tak jak chcesz, nawet na odludziu – musisz uczestniczyć w parodii „obrony klimatu” przed wszystkim, co jeszcze żyje.
Nawet komunizm wojenny dawał więcej swobody. Słowem – po przeforsowaniu zakazu spalania węgla i gazu, produkcji aut spalinowych, a także eksploatacji lasów – posadzonych właśnie jako surowiec do różnorodnej produkcji służącej ludziom – eurokraci czynią zamach na własność prywatną. Chcą niezamożnym Europejczykom, których nie stać na kosztowną modernizację, odebrać dach nad głową.
Kto nie dopełni wymogów, zostanie zmuszony – poprzez surowe regulacje – do pozbycia się własności. Uwaga, emeryci…
Kilka lat temu, przed wyborami, wódz „dobrej zmiany” zaklinał się, że nigdy nie dopuści do wprowadzenia – wzorem Zachodu – podatku katastralnego – obliczanego wedle wartości rynkowej nieruchomości, gdyż oznaczałoby to wywłaszczenie Polaków na masową skalę. Zjednał tym sobie rzeszę najuboższych wyborców, głównie starsze pokolenie. Dziś jednak, gdy narzuca nam to Unia Europejska, do której tak gorąco agitowali nas pospołu Kwaśniewski, Kaczyński i Tusk, czy obroni nas ktokolwiek z tej „trójcy”? Czy ośmieli się wierzgnąć przeciw Brukseli? Wszak za zieloną polityką Unii stoi murem także nasz najważniejszy sojusznik – ogarnięta szaleństwem tej samej mitologii klimatycznej Ameryka rządzona przez J. Bidena.
Nasz premier zapytany ostatnio, dlaczego nie wetuje kolejnych szkodzących Polsce unijnych dyrektyw, odparł rozbrajająco: odrzucenie polityki klimatycznej oznaczałoby wyjście z Unii – ja wybieram Unię.
Premier musi wiedzieć, że owa Unia coraz szybszymi krokami zmierza w stronę federalnego państwa pod batutą Niemiec, a cytując prezesa PiS – ku „Czwartej Rzeszy Niemieckiej”. Czy zadowala nas status peryferyjnej prowincji w takim tworze?
Dziś cała Unia kipi do Polski niechęcią (m.in. za serwilizm wobec USA), a Komisja Europejska traktuje nas jak worek treningowy. Tymczasem moi rodacy nadal są w czołówce euroentuzjastów. Ponad 60 proc. wyraża zadowolenie z przynależności do UE. W prywatnych rozmowach słyszę argument: a z kim mamy się połączyć?*
Czy to oznacza, że Polacy nie chcą niepodległości państwa i osobistej wolności? Co powiedzieliby nasi przodkowie wykrwawiający się dla tych wartości? Jest jednak jeszcze iskra nadziei na przebudzenie. Przykład daje nam partia holenderskich rolników (DDD), która protestując przeciw „zielonemu terrorowi”, wygrała lokalne wybory w kraju tulipanów! ©℗
* Autor polskiego hymnu, niejaki Wybicki, podpowiada „…złączym się z narodem”!
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.