Dynastia COVID-a mutuje, pączkuje, po omikronie pojawiła się flurona, a w kolejce czeka… Zgodnie z klasyczną wirusologią, nowe odmiany są liczniejsze, bardziej rozdrobnione i… słabsze. Tak zawsze kończą się epidemie. Natomiast w Australii, Kanadzie i sercu zachodniej Europy władze zaostrzają reżim sanitarny.
Nie da się ukryć, że na tle istnej koronahisterii w Austrii (gdzie nieszczepionym grożą więzieniem i przepadkiem mienia) i we Francji (gdzie pogróżki prezydenta wobec niezaszczepionych osiągnęły poziom placu Pigalle) nasze polityczne i sanitarne swary, wydają się mniej ostre. A jednak reprymenda, jakiej minister zdrowia M. Niedzielski udzielił kurator małopolskiej pani Barbarze Nowak przypomina czasy słusznie minione. Otóż minister Niedzielski zrugał Barbarę Nowak w stylu iście pezetpeerowskim, i to za jej słuszną – podyktowaną troską o uczniów – uwagę, że szczepionki, dopuszczone przez Europejską Komisję Leków w trybie warunkowym, mają status eksperymentalnych i nie znamy do końca ich skutków. Niestety, nie obronił swej wzorowej podwładnej min. Czarnek (!) Na szczęście za dzielną panią kurator ujął się jeden z najwybitniejszych polskich uczonych prof. Andrzej Nowak, przypominając o standardach cywilizowanej dyskusji.
Tymczasem wydaje się, że główni stratedzy globalnej batalii z koranawirusem wyciągają wreszcie wnioski z własnych błędów. Niespełna dwa lata temu CDC (Amerykańska Centrala Chorób i Leków, odpowiednik naszego sanepidu) zaleciła powszechne stosowanie metody PCR jako testu wykrywającego SARS-CoV2… Natomiast dziś, czyli od 1 stycznia br. ta sama CDC uznała, że skoro PCR – jako probierz dający 97 proc. fałszywych wyników pozytywnych(!) nie spełnia wymogu rzetelności, m.in. nie odróżnia COVID-a od grypy – należy zeń zrezygnować.
W opinii CDC podano: „pandemia COVID-19 była wynikiem niewłaściwego testu”… Warto dodać, że już wcześniej zdyskwalifikowano testy tzw. antygenowe. Notabene wynalazca metody PCR, noblista Kary Mulilis (zmarły jesienią 2019 roku) od początku negował jej diagnostyczną przydatność. Rozumiem, że po takim werdykcie instytucji, która testowanie wprowadziła, skończy się wreszcie wyjątkowo nieprzyjemne i niebezpieczne penetrowanie naszych nosogardzieli…
Jakże więc nasi diagnostycy będą tropić śmiercionośnego koronawirusa bez testowej różdżki? Czas więc wrócić do normalnej, rzetelnej diagnostyki. Światowe lecznictwo, przez dwa lata skoncentrowane na jednym groźnym jak grypa wirusie, niełatwo będzie przestawić na dawne tory.
Prof. Piotr Kuna, kierownik II Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi w wywiadzie dla PAP/… oświadczył: „Nie można na podstawie wyniku testu odsyłać człowieka na kwarantannę lub nakazać izolację, bo klasyczna definicja choroby mówi o objawach, a nie wyniku testu… chorobę mamy wtedy, gdy są objawy.
Pacjenta z objawami trzeba po prostu zbadać. Należy wrócić do standardu znanego w medycynie od lat – diagnostyki obrazu klinicznego. „Aby nasz układ immunologiczny mógł pracować, musi być eksponowany na bakterie i wirusy, w ten sposób uczy się z nimi walczyć. Nie da się – jak to próbują w Australii – izolować wirusa w nieskończoność. Izolacja zabija odporność, którą zdobywamy w kontaktach międzyludzkich”.
Podobną diagnozę na pandemię przedstawił dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog, internista ze szpitala Zachodniego w Mińsku Mazowieckim: „Zdjęcie nakazu kwarantanny, izolacji i testowania udrożniłoby system lecznictwa”. Oznaczałoby to powrót do niedawnych, normalnych lat…
Kiedy test przestaje być wszechwładną wyrocznią, dzielni lekarze, którzy jak prof. Piotr Kuna, dr Paweł Basiukiewicz czy dr Włodzimierz Bodnar mimo dookolnej histerii, potrafili zachować rozsądek i wolę leczenia chorych, może wreszcie zostaną docenieni. Jeśli władze zechcą tę szansę wykorzystać… ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.