Kiedy Czytelnicy ujrzą ten felieton w „Kurierze”, światowe media podadzą już informacje o wyniku ważnego głosowania w Radzie Europejskiej. Szczególnie ważnego, bo przesądzającego o kształcie Wspólnoty, o tym, czy z obecnej konfederacji państw ma zamienić się w jedno państwo federalne… Oznaczałoby to koniec niepodległości Polski.
Gdy u nas toczyć się będzie na dobre kampania wyborcza, w Brukseli już być może będzie czekał zatwierdzony projekt nowego unijnego traktatu, odbierający Polakom – i wielu innym narodom – resztki samodzielności…
Otóż niedawno ukazał się raport francusko-niemieckiej grupy ekspertów, który przedstawił propozycje reformy Unii. Przewidują one m.in. wzmocnienie mechanizmu warunkowości, czyli uzależnienia nie tylko przydziału należnych każdemu z państw członkowskich funduszy, ale także udziału we wspólnym rynku (dotąd żelaznego fundamentu Wspólnot!) od tzw. praworządności, czyli zgodności krajowego prawa z wymogami organów UE.
Niemiecko-francuscy eksperci proponują zmiany w działalności unijnych instytucji oraz powołanie nowych organów, a przede wszystkim znaczne ograniczenie zasady jednomyślności w Radzie Europejskiej – najważniejszym gremium decyzyjnym UE. Wszak uniokraci od dłuższego już czasu dążą do likwidacji prawa weta, czyli zdławienia resztek suwerenności poszczególnych państw.
Nie wiemy dziś (piszę to 4 bm., w środę), ale jeszcze przed wyborami zapewne dowiemy się, czy nasz premier Morawiecki po raz trzeci solennie obiecujący polskie weto dla rujnujących nasze państwo pomysłów unijnych – raz jeszcze złamie dane narodowi słowo…
Politycy powinni otwarcie dyskutować, oceniać korzyści i straty trwania w Unii. Niestety, dyskusji nie słychać.
Kamaryla Okrągłego Stołu (PO-PiS-Lewica-PSL), która otrzymała glejt na rządzenie między Odrą a Bugiem, na pokaz spiera się o relokację nielegalnych imigrantów, a w istocie akceptuje dyktat globalistów (a więc i UE).
Tymczasem opozycja prawdziwa, protestująca przeciw absurdalnym rygorom „pandemii”, zamykaniu kopalń, aborcji, krzewieniu dewiacji, nie może się przebić do świadomości wielu rodaków.
Niestety, większość z nich, zmęczona codzienną pracą i krzątaniną domową, otwiera TV i karmi się przekazem mocno wyselekcjonowanym. Wieści z niezależnych mediów są natomiast aż tak niepokojące, że wydają się niewiarygodne. Zaiste, normalnemu człowiekowi doprawdy trudno pojąć, że to z najbogatszych krajów świata (w tym Unii) wyszedł pomysł „ratowania planety” – przez zniszczenie cywilizacyjnego dorobku ludzkości…
Co najgorsze, do urzeczywistnienia planów ekonomicznej transformacji posłużono się globalnym systemem opieki medycznej (WHO). Czy już zapomnieliśmy o bez mała trzyletniej udręce pod kryptonimem „COVID-19”, którą właśnie bezlitośnie podsumowała NIK? Ta opresja, obok wielomiliardowych strat, skutecznie zdepopulowała Polskę. Czy chcemy to przeżywać raz jeszcze?
Czy w tym newralgicznym dla nas momencie – być albo nie być – uświadamiamy sobie, że cała obecna przedwyborcza licytacja „kto więcej obieca” może runąć w obliczu resetu światowych finansów, poprzez wprowadzenie zaplanowanej na rok 2024 waluty cyfrowej?
Jeszcze nie zgasła we mnie nadzieja, że Polak zdąży przejrzeć na oczy, zanim obudzi się w IV Rzeszy (Federacji Europejskiej pod batutą Niemiec).
PS Posłuchajcie, o co walczą m.in. mec. Katarzyna Tarnawa-Gwóźdź, o czym piszą red. W. Gadowski, ambasador K. Baliński, co przekazuje Irlandka Melissa Ciummei i co pocieszającego mówi Michaele Bachman (USA). ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.