Niestety, nasz kraj, leżący w sercu Europy, jest wciąż przedmiotem ryzykownych projektów wielkich mocarstw. Pomysł na połączenie Polski z Ukrainą poprzez unię lub federację przedstawił już rok temu prezydent RP Andrzej Duda. Wydawało się, że władający nami politycy uważnie obserwują rozwój sytuacji, reakcje obu społeczeństw i jednak powiedzą „stop”. Niestety, niedawno w swej relacji z konferencji w Kijowie aktualność tej niepokojącej koncepcji potwierdził sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Jakub Kumoch (w tym roku przestał pełnić tę funkcję).
Przypomniał, że tuż po wyborze na prezydenta W. Zełenski powiedział Polakom „My chcemy mieć silną armię i wy chcecie mieć silną armię, razem możemy mieć wielosettysięczną. Czy taką siłę Rosja odważy się zaatakować?”.
Tak ponoć zrodził się pomysł złączenia militarnego i ekonomicznego obu naszych krajów. Wiele wskazuje jednak na to, że ów burzący status quo plan wykiełkował w globalistycznych kręgach USA jeszcze przed elekcją obecnego prezydenta Ukrainy. Wszak już w 2016 roku zawarty został układ o wzajemnej współpracy, na mocy którego Polska miałaby wspierać Ukrainę (za darmo!), co rok temu ogłosił rzecznik polskiego MSZ Łukasz Jasina bez ogródek „jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.
Wydawało się, że na takie dictum moi rodacy gremialnie zaprotestują. Ale naród („królewski szczep Piastowy”) przełknął to gładko. Czyżby przyswoił zasadę, że w III RP „niepodległość” to hasło od święta, a na co dzień karty rozdają obcy?
Rzecz w tym, że nasi wschodni partnerzy, jeszcze nieuśpieni „małą stabilizacją”, wcale tej biernej postawy nie naśladują. Odwrotnie, przynajmniej wobec Polaków (którzy gotowi są oddać ofiarom wojny ostatnią koszulę) twardo akcentują własny interes. Przykład? Transporty „technicznego” zboża i wszelkiej innej żywności z Ukrainy jeno na krótki czas zdołał wstrzymać polski rząd.
Notabene Ukraińcy, którzy domagają się wciąż zwiększenia naszej pomocy, wcale nie palą się do unii z Polakami, podobnie jak my z nimi. Dwa wyraziste narody, które burzliwa historia bardziej dzieli, niż łączy, zwłaszcza ta z czasów II wojny światowej. My domagamy się od nich ekspiacji za ludobójstwo ponad 100 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, a praktyczni Ukraińcy – odszkodowań za przesiedlenia w ramach Akcji Wisła (spośród około 200 tys. transportowanych zmarły 2 osoby). Dyrygujący dziś naszymi narodami Jankesi, finansując kijowski Majdan, świadomie postawili na wsparcie ukraińskiego banderyzmu jako ideologii najbardziej wrogiej wobec Rosji, nie przejmując się jej zbrodniczym rodowodem. Chcą pchnąć również nasz naród do walki z imperium Putina. Czy jednak wolno nam zapomnieć tragiczne wątki polskiej historii, by tworzyć wspólne państwo z wczorajszym wrogiem, który masowe mordy bezbronnych polskich cywilów nazywa wojną polsko-ukraińską?
Myślę, że ten pomysł Amerykanom się nie uda… Gdyby jednak mimo wszystko wypalił, mielibyśmy: 1. wojnę lub nieustanne wrogie napięcie w stosunkach z Rosją, a pośrednio z całym chińsko-rosyjskim światem BRICS – Eurazją, Afryką i Ameryką Łacińską; 2. silne stronnictwo banderowskie (tzw. Prawy Sektor) w Sejmie. A na co dzień w kraju – konflikty we wszystkich dziedzinach gospodarki, kultury i co gorsza – we wspólnej armii. Spory PiS-u z PO zeszłyby na daleki plan.
Ukraińcy zdominowaliby też nasz zespół poselski w Unii, zaś ich radni przejęliby rządy w polskich miastach (już stanowią 30 proc. wrocławian i blisko 20 proc. krakowian).
Słowem, mielibyśmy, ogromny wzrost przestępczości drobnych i wielkich konfliktów społecznych (w tym etnicznych!) – drastyczne obniżenie bezpieczeństwa. Do tak ryzykownego związku żaden z obu krajów nie dojrzał. Wcześniej czy później takie małżeństwo z politycznego przymusu (bez domieszki rozsądku) skończyłoby się rozwodem. Czy tego naprawdę chcemy?
Czyż nie lepiej być Polakiem mądrym przed szkodą!? Zamiast w imię obcych interesów kryć sporne sprawy za parawanem oficjalnych gestów i deklamacji, podjąć otwartą dyskusję o karkołomnym pomyśle już dziś… Nade wszystko jednak władza ma obowiązek – zwłaszcza w przededniu wyborów – poznać opinię społeczeństwa!
Aby po latach nie okazał się proroczym epilog „Ogniem i mieczem” – „Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”.
PS
Przypomnę, że do niedawna państwa zachodu Europy sprzeciwiały się akcesji Ukrainy do UE ze względu na poziom praworządności. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.