Dobrze byłoby na starcie nowego roku dostrzec w świecie jakiś powód do optymizmu, bodaj promyk nadziei na lepsze dla mojego kraju, a zatem i dla mnie. Tymczasem rozpostarta nad światem przez globalną centralę sieć strachu nazwana pandemią, konsekwentnie umacniana, uszczelniana przez wszystkie niemal rządy, pożera kolejne sfery ludzkiej działalności.
Tydzień temu już się zdawało, że liczba zakażeń w Polsce spada, ale po sygnale z Niemiec o kolejnym wzroście infekcji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i u nas „krzywa” skoczyła w górę… Warto zauważyć, że odwrotnej korelacji nie było… Trudno odeprzeć więc narzucajacą się, niepoprawną politycznie tezę, że pandemiczna inspiracja płynie z zachodu. A jeszcze dalej na zachód wielki dramat…
Przyznam, że z braku bardziej wyrazistych postaci w politycznym pejzażu USA stawiałem na Trumpa jako jedynego przywódcę, czynem potwierdzającego swe poglądy konserwatywne… Nie tylko poszedł w Marszu Życia, lecz rownież odciął od państwowej kasy aborcyjnego giganta Planned Parenthood; przywrócił Ameryce przemysł, niemal likwidując bezrobocie, a także wycofał kraj z tzw. porozumień klimatycznych i z członkostwa w opanowanej przez lewicowych globalistów Światowej Organizacji Zdrowia. Nie uniknął poważnych błędów, ale, jako jeden z nielicznych lokatorów Białego Domu nie rozpętał wojny! Niestety, nie zdarzył się cud i ostatni Mohikanin staroświeckiej Ameryki nie zdołał pokonać „podziemnego państwa” (deep state) z CIA na czele – prawdziwego imperium zła…
Przez ostatnie cztery lata Donald Trump spokojnie, acz stanowczo strofujący niemieckie zapędy imperialne, umożliwiał Polsce odrobinę samodzielności w obliczu coraz twardszego dyktatu Niemiec w Unii. Nawet symbolicznie przeniósł część wojsk USA z Niemiec na wschodni kraniec NATO.
Teraz, gdy fani i sojusznicy Trumpa zdradzili, mamy dużo trudniej. Myślę tu o patriotycznej połowie obywateli III RP, którzy nie popierają polityków współczesnej Targowicy. Zwłaszcza że narzucona nam przez globalistów pandemia paniki dezorganizująca wszystkie służby społeczne z lecznictwem na czele, a głównie gospodarkę, wydaje się właśnie zmierzać do eskalacji.
W tej sytuacji wiadomość, że Wielkiej Brytanii, naszemu sojusznikowi, udało się po raczej dramatycznym wyrwaniu się z żelaznej zagrody unijnej podpisać z Brukselą równy, korzystny dla obu stron układ o bezcłowej wymianie dóbr, jest dla Polski iskrą nadziei. Wyspiarzom udało się powrócić do stanu sprzed 35 lat, czyli do Wspólnego Rynku Europejskiego! Modelu, który tak nęcił Polaków za czasów komuny. Niestety, później władająca Wspólnotą lewica zaczęła ów wspólny rynek przekształcać w „eurokołchoz” z coraz wyraźniejszą dominacją Niemiec. Dwa lata temu francuski ekonomista Thomas Picketty podsumowując 15 lat uczestnictwa Polski w UE, wyliczył, że nasz realny wkład do Unii jest dwa razy większy niż uzyskiwane przez nas korzyści.
Brytyjczycy, pragnący zachować status suwerennego mocarstwa, doskonale wykorzystali nastroje ludu i w drodze referendum odcumowali od projektu europejskiego dryfującego coraz wyraźniej w stronę Mitteleuropy. I dopięli swego w negocjacjach. Dla nas to krzepiący znak, że wyjście z UE jest możliwe bez rezygnacji z niegdyś wytęsknionego wspólnego rynku! Wszak państwa zachodu z Niemcami na czele mają (m.in. wskutek błędów wszystkich rządów III RP) ważne interesy w Polsce. Czas więc może na to, by wzorem Brytanii, partia „wyjścia” powstała także w naszym kraju, jako choćby teoretyczna alternatywa. Sęk w tym, że większość Polaków, która 16 lat temu z braku rzetelnej informacji uwierzyła politykom Okrągłego Stołu, że Unia d a j e, wciąż w to wierzą! ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.