Od blisko ćwierćwiecza w obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej państwo polskie skupia się na agresji sowieckiej - wyraźnie akcentując datę 17 września, związane z nią represje, wywózki, wreszcie miejsca kaźni polskiej inteligencji: Katyń, Miednoje, Charków. To naturalna reakcja na tendencyjne eksponowanie w pierwszym powojennym 45-leciu wyłącznie zbrodni niemieckich najeźdźców. Zakazana prawda, zachowana w pamięci tych, co przetrwali, musiała wreszcie wybuchnąć.
Rzecz w tym, by patrząc z perspektywy ponad 75 lat na tamten tragiczny czas, nie zagubić prawdziwych proporcji zbrodni obu naszych najeźdźców, umniejszając przewiny Niemców.
Niespełna rok temu wyszła książka Ireneusza T. Lisiaka „Niemiecki Katyń 1939" ukazująca rzadko i półgłosem dziś przypominane zbrodnie niemieckie, zwłaszcza te popełnione tuż po zajęciu terenów dawnego zaboru pruskiego: Pomorza, Wolnego Miasta Gdańska, Wielkopolski i Śląska - głównie w ramach przygotowywanej latami i przeprowadzonej w najgłębszej tajemnicy operacji Inteligenzaktion (zagłady inteligencji), która pochłonęła ponad 100 tys. ofiar (70 tys. do grudnia 1939 r.) wśród duchowieństwa, nauczycieli, ziemiaństwa i działaczy społecznych. Od pierwszych dni wojny Wehrmacht mordował polskich cywilów i jeńców. Zeznania przypadkiem ocalałych świadków dokumentujące bestialstwo Wehrmachtu i Selbsschutzu są przerażające (przypominają Wołyń). Podczas ostatniej wojny Niemcy zgładzili 6 mln obywateli Polski: 3 mln Żydów i 3 mln Polaków. Warto też przypomnieć, że w latach 1939-41 priorytetem dla hitlerowców był Plan Ost przewidujący zagładę Słowian.
Książka, przypominająca zbyt szybko zapomniane zbrodnie zachodniego sąsiada, przeraża. Może zbudzi z uśpienia polski instynkt samozachowawczy potrzebny także w czasie pokoju...
W obliczu inwazji uchodźców z ogarniętych wojną domową arabskich krajów Azji Mniejszej i Afryki pęka gorset regulacji Unii Europejskiej, gwarantujący każdemu z państw członkowskich prawo do prowadzenia własnej polityki imigracyjnej. Rządzącym Unią mocarstwom zabrakło przezorności, wyobraźni i energii, by zawczasu wstrzymać niebezpieczną falę wędrówki ludów. A teraz, gdy z południa i wschodu prą na bogatą północ tysiące imigrantów, postanowili własnym kłopotem podzielić się z uboższymi, w tym z Polską. Tyle że wbrew woli zarówno samych uchodźców, jak i krajów Europy środkowo-wschodniej. No i wbrew uroczyście zapisanemu unijnemu prawu! Tymczasem w kwestii gazociągu Nordstream biedniejszych członków UE nikt o zdanie nie pytał.
I gdy w 76. rocznicę polskiego Września 39 przewodniczący Parlamentu Europejskiego Niemiec Schultz grozi krajom niegodzącym się na obowiązkowe przydziały emigrantów (w tym Polsce) użyciem siły, myślę, że „Niemiecki Katyń" - to lektura na czasie.
Janasz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.