Słońce i czyste powietrze to najlepsze leki na wszelkie zarazki. Nie zamazuje jednak faktu, że nieco ponad rok temu globalnie ogłoszony alarm, poprzez sugestywną kampanię medialną, sparaliżował strachem większość krajów świata. Doprowadził do stłumienia lub wygaszenia wielu dziedzin życia społecznego. Co gorsza, drastyczne zmiany wprowadzone w lecznictwie w celu walki z jednym zarazkiem zaowocowały chaosem i śmiercią dziesiątek tysięcy najciężej chorych.
Dziś okazuje się, że to co udało się szybko zamknąć, znacznie trudniej jest otworzyć. I to nie za sprawą barier materialnych, ale pochopnie uruchomionej społecznej paniki… Do dziś wielu ludzi nawet we własnym domu tkwi w maseczkach (strach poraża myślenie)… Posunięta do granic absurdu izolacja i dezynfekcja, zwłaszcza na oddziałach „covidowych”, sprawiły, że zdublowano zarobki personelu medycznego pracującego „na pierwszej linii” przy jednoczesnym wstrzymaniu terapii innych, dużo groźniejszych chorób. Jedną fatalną decyzją stworzono w lecznictwie grupę, która jest materialnie zainteresowana trwaniem stanu pandemii(!). Również nasz system służby zdrowia zawsze kulał, ale od roku przeżywa katastrofę.
Myślę, że rząd borykający się z kłopotami własnego autorstwa, jak i wrogimi naciskami z zewnątrz, rad by wreszcie zamknąć problem „pandemii”, nawet wyskakując przed europejski szereg… Świadczy o tym stachanowski tryb szczepień, które mają zabezpieczyć przed COVID-em.
Ostatnio nawet Światowa Organizacja Zdrowia, reagując na krytyczne sygnały z wielu krajów globu, wycofała swą rekomendację dla projektu powszechnie obowiązujących tzw. paszportów zdrowotnych, czyli segregacji ludzi na podstawie testu zakażenia tym czy innym bakcylem. Czyżby i w WHO zwyciężył instynkt rozsądku? Komisja Europejska jednak (kanclerz Merkel przyjaźni się z Billem Gatesem), nie próbując nawet zasięgać opinii mieszkańców wspólnoty, postanowiła takowe „ausweisy” wprowadzić.
Ze smutkiem obserwuję, jak pod presją globalistów słabnie i kurczy się liczebnie reformatorska część naszego rządu, która nie rezygnuje z podjętych 5 lat temu – na przekór ujadaniu Targowiczan – reform w sądownictwie, edukacji oraz ratowania polskiego przemysłu przed ekoterrorem…
Nie da się wymazać ze społecznej świadomości, że to właśnie obecny rzad „dobrej zmiany” tak gorliwie i bezrefleksyjnie, na sygnał z zagranicy, ale bez twardych podstaw, wprowadził stan pandemii, ze wszystkimi jego dolegliwościami. Władza nie dopuściła do publicznej konfrontacji specjalistów forsujących pełną izolację i lockdown ze zwolennikami klasycznych zasad epidemiologii, a ostatnio w TVP wstrzymano ważny program red. Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” – wywiad z min. Czarnkiem na temat tzw. zdalnej nauki szkolnej… Ale premier obiecał stopniowy powrót do normalności, nie „nowej”, lecz tej którą znamy… Jest więc cień szansy, że w grupie rządzącej zwycięży interes Polski i ci sami decydenci zdobędą się na radykalne wycofanie się z tej opresji, czyli „dobrą zmianę” bez cudzysłowu. Wtedy być może naród – czyli świadoma, patriotyczna część obywateli – to doceni… Czas nagli. Jutro będzie za późno. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.