Najazd Rosji na Ukrainę potwierdza truizm, że pierwszą ofiarą wojny jest zawsze prawda. Kłamie przede wszystkim agresor, aby sparaliżować wolę obrony u napadniętych i usprawiedliwić się przed światem. Również napadnięty nie ujawnia całej prawdy, by zmylić najeźdźcę, zapobiec panice w szeregach obrońców, podtrzymać ducha w narodzie. I tu jest w pełni usprawiedliwiony. Warto uświadomić sobie, że konflikt zbrojny w dwóch okręgach Donbasu, zdominowanych przez ludność rosyjską, trwa już 8 lat. W odpowiedzi na Majdan, usunięcie prorosyjskiego prezydenta Janukowycza i pozbawienie rosyjskiego statusu języka urzędowego owe okręgi ogłosiły separację.
Natomiast po niesławnej rejteradzie wojsk USA z Afganistanu (która wyglądała na inscenizację…) rosyjski władca Putin uznał, że osłabienie jankesów to dobry moment, by przywrócić uzależnienie Ukrainy od Kremla. I dał rozkaz do ataku, licząc najwyraźniej na mizerny opór armii ukraińskiej i gorące wsparcie rosyjskojęzycznej społeczności, stanowiącej wszak niemal 40 proc. mieszkańców kraju. Boleśnie się przeliczył – zawierzył ślepo informacjom własnych służb… Jak to możliwie, że w kraju rządzonym przez Kreml ponad trzy stulecia zawiodła własna agentura? Całą prawdę o tej wojnie pewnie nieprędko poznamy. Rosjan zaskoczyła nie tylko postawa Ukraińców, ale też Rosjan z Charkowa i Mariupola, tak ofiarnie broniących Ukrainy. Notabene władze Rosji nazywają najazd zbrojny „operacją specjalną”, surowo karząc swych obywateli za nazywanie go wojną.
Niewątpliwym atutem Ukrainy okazują się jednostki obrony terytorialnej oraz oddziały wyszkolonych wojskowo cywilów. To wzór dla nas, społeczeństwa od lat bezbronnego, niewieściejącego wskutek 30 lat pacyfistycznej edukacji. W tym kontekście jakże żałośnie i niebezpiecznie pobrzmiewa wojownicze pohukiwanie niektórych polityków wzywających do walki z „Imperium Zła”, podsycane przez te kręgi Zachodu, które chcą wystawić nas na cel Niedźwiedziowi, aby potem… umyć ręce… Na szczęście są też w rządzie ludzie rozsądni, znający historię, odporni na podszepty podżegaczy.
Mamy ogromną falę wojennych uchodźców (głównie kobiet z dziećmi). Jest krzepiące, że Polacy, nawet ci, którzy doznali potwornych krzywd ze strony ukraińskich sąsiadów, okazują przybyszom współczucie i bardzo konkretną pomoc. Módlmy się jednak, aby jak najszybciej wygnańcy mogli wrócić do ojczyzny, zanim inflacja i postępujący wokół kryzys gospodarczy wywołają społeczny konflikt. Sceptycznie słucham entuzjastów głoszących „Ukraina wygrywa”… Oby mieli rację… Obawiam się jednak, że Rosja, póki czuje się mocarstwem, nie porzuci myśli o „przygarnięciu” Ukrainy, wszak to „kolebka Rusi”.
Nie dajmy sobie wmówić, że to słabnące, choć wciąż niebezpieczne imperium, które chce, stosując tradycyjną brutalną siłę, odzyskać pozycję z mrocznej ery Stalina, to nasze największe zagrożenie.
Dużo potężniejsze nadchodzi do nas z zachodu. To wzmagający się nacisk kręgów globalistycznych zagrażających całemu światu, a dziś skoncentrowanych na Europie. Za parawanem banalnie okrutnej wojny lokalnej, rodzącej panikę i chaos, korporacja rządzących światem próbuje, pod pretekstem zapewnienia bezpieczeństwa, ratowania planety i ochrony zdrowia pozbawić nas wszystkich wolności i własności. („COVID-19. Wielki Reset” Klausa Schwaba). Akurat funckjonariusze WHO szykują nam kolejną odsłonę pandemii, tym razem pod nazwą „deltacron”. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.