Za oknem przedwczesna wiosna. Nieprzyzwoicie wczesna. Zwykle następuje po takim falstarcie ochłodzenie, kapryśne lato i słabe plony. Tymczasem aktywność magnetyczna Słońca jest podobno szczególnie w tym roku wysoka. W każdym razie w sferze polityki robi się duszno, prezydent USA, Joe Biden wezwał na 13 marca do Białego Domu prezydenta i premiera Polski. I to akurat 13., który nie tylko w kalendarzu, nie kojarzy nam się najlepiej. W tym przypadku nietrudno zgadnąć, że idzie o naszą pomoc Ukrainie, dla której fundusze zablokował amerykański Kongres.
Wielu naszych przywódców daje się ponieść wojennym wiatrom zza granicy (jakby nie odczuwali, że te powiewy słabną). Nasz jeszcze świeżutki, gwiazdorski, rotacyjny marszałek Sejmu w pewnej chwili eskalacji militarnych napięć nie wytrzymał i gromko zagroził Putinowi, że „wdepcze go w ziemię”. To było skrajnie… młodzieńcze, niepasujące do wizerunku nowoczesnego (bezobjawowego) katolika… No i po prostu niemądre.
Natomiast mniej sympatyczny i uczuciowy, za to bardziej rzeczowy premier Tusk, na spotkaniu z protestującymi na granicy rolnikami, ostrożnie ważąc słowa, wyraził głęboki niepokój, nawet trwogę o los Polski. „Kraj nasz znalazł się w trudnej sytuacji, tak trudnej, jakiej nie znamy od kilkudziesięciu lat”.(!)
W obecnym niełatwym czasie zabrzmiało to naprawdę dramatycznie. Wszak zbliża się 80. rocznica zakończenia II wojny światowej…
Niepokój wzmogła wypowiedź słowackiego premiera Fico, który jako jedyny uczestnik narady europejskich przywódców ujawnił narodowi, że niektóre państwa Unii zamierzają wysłać swe wojska na Ukrainę na mocy traktatów dwustronnych, rezygnując z tym samym z „parasola NATO” i dodał, że jego kraj tego nie uczyni.
Dwa dni temu nasz premier, podtrzymując wolę pomocy walczącemu sąsiadowi, również odżegnał się od pomysłu wysłania wojsk… To nieco uspokaja. Słowo polityka nie jest jednak słowem Zawiszy.
Nie wiem, czy do republikańskiej senatorki USA Anny Pauliny Luny dotarł pełen bojowego zapału głos naszego rotacyjnego marszałka Sejmu, w każdym razie oświadczyła, że natychmiast złoży projekt ustawy zobowiązujący każdego politycznego przywódcę, wysyłającego żołnierzy na bój, do stanięcia na ich czele!
Warto przypomnieć, że w odróżnieniu od większości armii świata, gdzie dowódcy wysyłają wojsko w wir walki rozkazem „naprzód!”, w armii Izraela oficer może użyć jedynie komendy „za mną!”.
Jeśli projekt pani senator Luny wejdzie w życie, być może ci sami zachodni przywódcy, którzy dziś różnymi sposobami nakłaniają kraje środkowoeuropejskie do udziału w wojnie toczącej się na Ukrainie, przypomną sobie o uparcie zamilczanym słowie „pokój”. Cóż, pomarzyć można… Ale już samo uświadomienie, ze nie godzi wysyłać rodaków na krwawy bój, samemu nie ryzykując życiem może, uspokoić krwiożercze instynkty w świecie polityki.
Myślę, że zwiększeniu szansy na wygaszenie wojny tak niszczącej dla Ukrainy (kilkaset tys. zabitych) zawdzięczamy w dużej mierze solidarnemu zrywowi unijnych rolników. W tym szczególnie Polakom. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
PS. À propos słowa „pokój”. Na wtorkowym spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej w Pradze premier Słowacji Fico stwierdził:
„Możemy nadal wysyłać broń, pieniądze i sprzęt na Ukrainę, ale za dwa lata będziemy w tym samym miejscu, tylko po każdej stronie będziemy mieli o kilkadziesiąt tys. ofiar więcej (…). Zatrzymanie ognia pozwoli na rozpoczęcie rozmów pokojowych”.
Wsparł go premier Węgier V. Orban: „im wcześniej zaczniemy rozmawiać o rozwiązaniu pokojowym, tym lepiej”.
(PAP)
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.