Stan wojenny trwał w Polsce niespełna 13 miesięcy. Jedną z najdotkliwszych represji (obok dwumiesięcznego wyłączenia telefonów) stanowiła tzw. godzina milicyjna – zakaz przebywania poza domem bez uzasadnionej konieczności.
Ten rygor (choć co pewien czas luzowany) na długo ukształtował nawyki i tryb życia Polaków. Co ciekawe – w tej epoce doszlusowaliśmy obyczajowo do sąsiedniej „siostrzanej” NRD z jej wymarłymi ulicami o zmierzchu… Tymczasem w innych bratnich krajach „obozu pokoju” – na Węgrzech czy w Bułgarii życie nocne pulsowało. Myślę, że jeszcze po bez mała 40 latach ten rys epoki Jaruzela daje znać o sobie…
Na szczęście ta inspiracja nie doczekała się u nas powtórki w obecnym „stanie pandemii”… Ale to, co się nam aplikuje od roku, wystarczająco dezorganizuje życie: „zostań w domu”, zakazy wstępu do lasu, na cmentarze, itp., wreszcie maskowanie twarzy tamujące oddech (nikt nie mówi o zdrowotnych, w tym psychicznych skutkach tego rygoru).
Dziś już Polacy oswoili się ze śladową działalnością gastronomii, odizolowaniem administracji, zamknięciem ośrodków kultury, głównie miejsc wspólnej z a b a w y niezbędnej do rozładowania napięć. Przy tym wszystkim większość rodaków oswoiła się już niestety z jednostajnym przekazem (prikazem?) medialnym, wciąż siejącym niepokój, niepewność jutra, rezygnację z aktywnego życia.
Próba „zdławienia” wirusa poprzez sparaliżowanie życia społecznego okazuje się kosztowna i nieskuteczna, niewspółmierna do zagrożenia. Najdotkliwsze są jednak szkody niematerialne, szczególnie odczuwalne w szkolnictwie poddanym absurdalnym rygorom pandemii. Nauczanie „zdalne” burzy bezpośredni kontakt ucznia z nauczycielem, zmusza do tkwienia godzinami przed ekranem... Taki styl lekcji na pewno nie sprzyja zdrowiu ani rzetelnemu przyswajaniu wiedzy.
Znacznie gorsze dla dzieci jest przymusowe odcięcie od specyficznej społeczności szkolnej, kontaktu z nauczycielem, a zwłaszcza z rówieśnikami, słowem: uczenia się funkcjonowania w grupie… żywe, bezpośrednie kontakty, ale w ramach szkoły. Jest to szczególnie ważne dla pokolenia, które jako pierwsze w dziejach nie rozstaje się ze smartfonem, a czerpie zeń niestety to co najprostsze, najbanalniejsze, puste. Tak wykuwa się przyszłość Polski…
Niestety centrala WHO, która koronawirusową pandemię – na pohybel światu – ogłosiła, uważa, iż alert covidowy, wraz z kolejnymi mutacjami zarazka – a więc pogłębiająca się dewastacja gospodarcza – ma potrwać do 2025 roku… Natomiast specjaliści zagraniczni doradzający polskiemu rządowi w stanie pandemii proponują długi i twardy lockdown, kompletne zamknięcie kraju (tak czynią: Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, nawet Czechy i Słowacja). To ich zdaniem obok masowych szczepień sposób na „zwalczenie wirusa”.
Rzecz w tym, że COVID-a nigdy nie „zwalczymy”, bo wirusy były, są i będą z nami do końca świata. Natomiast rezygnując z „pandemii” na rzecz normalnej praktyki leczenia ludzi chorych – uratujemy społeczną tkankę kraju, kulturę, zwłaszcza edukację decydującą o przyszłym obliczu Polski. Przypomnę dewizę Akademii Jana Zamoyskiego (przypisywaną Fryczowi Modrzewskiemu): „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Nie dobijajmy więc tak bardzo dziś zagrożonej polskiej szkoły. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.