Już w latach 70., gdy Polska biła rekordy w górnictwie węglowym (i eksporcie tegoż za grosze do Sojuza), co mądrzejsi publicyści pisali, że nasze czarne złoto jest od żółtego złota cenniejsze, jako szczególny surowiec dla nowoczesnego przemysłu.
Notabene wtedy jeszcze byliśmy samowystarczalni gazowo, po prostu sami produkowaliśmy gaz właśnie z węgla. To nasi radzieccy dobrodzieje uznali, że skoro my wspieramy ich węglem, to oni sprzedadzą nam gaz ziemny (rurociąg „Przyjaźń”). Sam Gierek zresztą zamierzał w części kopalni gazyfikować złoża węgla, oszczędzając na imporcie ze wschodu. Nabyliśmy w tym celu odpowiednią aparaturę w Australii… Ale Sowieci powiedzieli – „nie lzia!”, bo patent był imperialistyczny. No i wraży sprzęt skrupulatnie zniszczono.
Do pomysłu Gierka powrócił kilka lat temu rząd pod wodzą Beaty Szydło. Niestety, jej następca Mateusz Morawiecki wybrał posłuszeństwo wobec Brukseli, tępiącej węgiel, a forsującej wiatraki i panele słoneczne. Kopalnia Krupiński szykowana do gazyfikacji złóż została zamknięta.
W roku ubiegłym, bez rozgłosu, niemal w zgodnej konspiracji Sejm RP zatwierdził zamknięcie 23 polskich kopalni węgla, czyli rezygnację z rodzimych złóż. A jeszcze dwa lata wcześniej posłowie „Zjednoczonej Prawicy” przysięgali bronić ich do upadłego.
Przypomnę, że po I wojnie światowej Polska zawdzięczała swą obecność na mapie Europy nie tylko wygranej Bitwie Warszawskiej, ale w dużej mierze zwycięskim powstaniom na Śląsku. Powstańcy wydarli Niemcom tereny z kopalniami węgla, dzięki którym II Rzeczpospolita mogła odbudować zdewastowany wojną kraj.
Kiedy cała zachodnia Europa wyeksploatowała i pozamykała swe kopalnie węgla kamiennego (Niemcy uparcie trzymają się złóż węgla brunatnego), wydawało się, że nadchodzi wielka szansa dla Polski, wciąż w węgiel bogatej. Niestety, przywódcy UE postawili na ekoenergię, nie tylko z przyczyn ideologicznych. Obserwując szybki rozwój krajów postkomunistycznych – tych które miały być koloniami Zachodu – postanowili ten trend zdławić, narzucając m.in Polsce przyśpieszoną ekotransformację, zabójczą dla energetyki, przemysłu i rolnictwa.
Jak twierdzą nasi czołowi specjaliści, m.in. prof. Władysław Mielczarski, energetyka oparta na wiatrakach i fotowoltaice może tylko wspomagać siłownie spalające węgiel, uran, ropę i gaz. Na bloki jądrowe nas nie stać. Rezygnacja z węgla oznacza dla Polski kres suwerenności, absolutne uzależnienie od dwóch wielkich sąsiadów.
Wraz z nastaniem stanu pandemii, z jej dziwacznymi, wcześniej praktykowanymi tylko w Chinach restrykcjami, zanikło w naszym kraju zainteresowanie sprawami publicznymi. Medialnie aplikowany irracjonalny strach sprawił, że większość ludzi zamknęła się w sobie, zawierzając przekazowi z ekranu tv, a nie własnym zmysłom i rozsądkowi.
Biernie godząc się na gospodarcze zniewolenie, czyli dyktat eurokratów, akceptujemy eutanazję państwa, o które walczyły pokolenia Polaków. Niestety, wielu z nas ma wrażenie, iż rząd zamiast bronić polskiego interesu, skupia się na propagowaniu szczepień, które rząd brytyjski uznał ostatnio za nieskuteczne.
Dziś Polska – choć nadal w aurze pandemii – pozostaje już ostatnim bastionem starej Europy, obyczajowej normalności i wolności słowa. I wciąż jeszcze Polak ma prawo do odmowy niechcianych zabiegów medycznych. Myślę, że władza tak naprawdę wyczuwa, że we własnym interesie nie powinna upodabniać naszego kraju do Austrii czy Francji.
PS W tekście sprzed dwóch tygodni zniekształciłem nazwisko czołowego eksperta w dziedzinie górnictwa i energetyki śp. inż. Marka Zadrożniaka, za co bardzo przepraszam. Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców ma już własną stronę w internecie: PSNLIN.pl. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.