Za miesiąc będziemy mieli pierwszą rocznicę „wejścia smoka”. O ile stan obecny nie przeszkadza koncernom państwowym i zagranicznym korporacjom, to już średnie przedsiębiorstwa, a tym bardziej małe rodzime firmy – ledwie dyszą. Dogorywa cała branża turystyczno-gastronomiczna, tak ważna dla rozwoju małych miast i regionów. Rysuje się realna groźba jej wykupu przez zagranicznych spekulantów. Wszystkich ludzi przywiązanych do społecznych standardów XX wieku niepokoją coraz bardziej stanowcze zapowiedzi rządów i sfer bankowych o całkowitym odejściu od gotówki, co gorsza – o planowanym zaniku własności prywatnej na rzecz powszechnego wynajmowania wszelkich dóbr – od domu czy ogrodu po… sprzęt domowy. Któż nie chciałby zbudzić się z tego koszmarnego snu, wyjść z pętli strachu!
Ostatnio do grona ostrzegających przed skutkami restrykcji dławiących rozwój kraju dołączył szczególnie dotkliwie doświadczony przez poprzednie rządy przedsiębiorca – Roman Kluska. Jak z przerażeniem zauważa, globalne elity prowokując gospodarczy krach, dążą nie tylko do likwidacji suwerennych państw, ale wręcz do ich społecznej degradacji, a docelowo zniszczenia klasy średniej, inteligencji – warstwy najbardziej dynamicznej, twórczej, stanowiącej serce i mózg każdego narodu. Bez ocknięcia się i mobilizacji tych elit ani się obejrzymy, jak neokomuniści (tym razem ci z Zachodu) zniszczą resztki cywilizacji chrześcijańskiej i narzucą „nową normalność” Polsce, Europie i światu.
Tymczasem po niemal roku rygorów, tyleż kłopotliwych, co sprzecznych z zasadami tradycyjnej epidemiologii, słyszymy wieści o kolejnych „falach inwazji nowych wirusowych mutacji”. Próby uspokojenia nastrojów w wydaniu naszego niegdyś energicznego premiera, są w istocie zniechęcaniem rodaków do robienia czegokolwiek dla poprawy sytuacji. Siedź zdystansowany i zakneblowany w domu i czekaj na zmiłowanie… Niestety – widać, że klucz do zamknięcia tej przymusowej kuracji nie znajduje się w Polsce. Ale są przecież kraje, wcale nie mocarstwa – np. Szwecja, Białoruś, Tanzania… gdzie życie toczy się prawie normalnie.
I oto w wywiadzie telewizyjnym iskrę nadziei rzuca w lud prawdziwy szef państwa – wicepremier J. Kaczyński, który wyraża wolę „zdławienia pandemii”, poczem wznowienia rozbudowy kraju.
Naczelnik przemówił takim tonem w tej sprawie po raz pierwszy, co więcej – jakby nie dostrzegając, że kanclerz Merkel właśnie przewidziała dla Niemiec kolejny ścisły lockdown… Co więcej – jeden z proroków (i projektantów) pandemii Bill Gates w wywiadzie dla „Sueddeutsche Zeitung” stwierdził, że „do kolejnych pandemii musimy się przyzwyczaić, gdyż należą one do nowej normalności”. Czyżby zatem nasz rząd, samowolnie „dławiąc pandemię” chciał wrócić do normalności starej?*
Chciałbym w to wierzyć – tak jak większość rodaków, dostrzegających, jak za medialnym parawanem pandemii strachu przed niewidzialnym wirusem, upada polski kapitał - 32 lata temu wskrzeszony historyczną ustawą tow. min. Wilczka. Jak ulega katastrofie nasz system szkolnictwa poddany „zdalnej edukacji”, jak dołuje poziom kultury w relacjach międzyludzkich?!
Dr Anna Martynowska – lek. kardiolog – właśnie ponownie zawieszona przez sąd lekarski we Wrocławiu w prawie wykonywania zawodu, wyjawia prostą receptę na zamknięcie owej pandemii: wystarczy zaprzestać masowych badań nierzetelnymi testami PCR, powracając do normalnego leczenia chorych… Nic lepiej niż normalność nie służy zdrowiu.
Niemal każdy lekarz o takiej postawie ma kłopoty służbowe.
Janusz ŁAWRYNOWICZ
*Notabene to byłaby jedyna recepta na… trzecią kadencję. ©℗
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.