Dla silnej grupy zdecydowanych sojuszników Ameryki, dziś dzierżących ster w kraju, wizyta prezydenta Joe Bidena oznacza wyraźny awans naszego kraju w strukturach paktu NATO, z pozycji średniej do niemal pierwszoplanowej. Niestety, frontowej… Obok pochwał Biden próbował dodać nam również otuchy, szkoda że ubranej w szatę pokutną, gdyż w ocenie USA ta wojna nieprędko się skończy. Co gorsza, Ameryce może zależeć na tym, by Rosja ugrzęzła na Ukrainie, na podobieństwo ZSRR i jankesów w Afganistanie… Ale, na Boga, nie chce tego Europa, a zwłaszcza my – sąsiedzi Ukrainy! Tymczasem na razie mamy w tej wojnie pat, brak militarnego rozstrzygnięcia, trudny dla obu stron – godzący w prestiż mocarstwowy Rosji, ale znacznie dotkliwiej w zwykłych ludzi i gospodarkę Ukrainy.
W zdroworozsądkowym interesie obu walczących stron jest więc szybkie zawarcie pokoju, by stanąć ekonomicznie na nogi, zanim – jak pisał nasz wielki Sienkiewicz w zakończeniu „Ogniem i mieczem” – „nienawiść wrośnie w serca i zatruje krew pobratymczą”.
Rozmowy w Turcji mogą być przełomem, choć Ukraina, godząc się na neutralność, nie chce zrezygnować z Krymu i Donbasu. Rosjanie chcą je zatrzymać i objąć Mariupol – lądowy przesmyk na Krym.
Prezydent Zełenski – już pokazujący polityczny pazur – po krótkiej, złośliwej, ale niestety trafnej ocenie polskiej inicjatywy „misji pokojowej NATO” dał nam do zrozumienia, że to on jako przywódca Ukrainy decyduje o strategii obrony kraju, a nie zagraniczni liderzy. Zagrał w stylu Putina. Dziś widać, że obaj przywódcy (dwa Władymiry) się dogadają – może nawet przed Wielkanocą (prawosławną).
Natomiast nasi władcy – w imię solidarności Zachodu w obliczu rosyjskiej agresji – bardzo gorliwie spełniają każde z życzeń liderów zza oceanu, mniej troszcząc się o wygody własnych obywateli. Stąd pewnie tak dogodne warunki azylu dla wojennych uciekinierów z Ukrainy. A może nasi wodzowie myślą dalekowzrocznie, np. gdyby to nam, Lachom, przyszło kiedyś uciekać na wschód…
Wizerunek suwerennej polskiej władzy brutalnie zniszczył w swej oficjalnej wypowiedzi do mediów rzecznik MSZ Łukasz Jasina, stwierdzając: „jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”, „jesteśmy do dyspozycji narodu ukraińskiego”… Przejęzyczenie to czy odruchowa szczerość?!
Chaos wywołany wojną ma też swoje plusy, m.in. budzi uśpioną dobrobytem wyobraźnię. Właśnie z pomocą Niemców, także goszczących uchodźców ukraińskich, nasi europosłowie wystosowali do Komisji Europejskiej apel o pilną pomoc finansową dla krajów udzielających azylu ofiarom wojny, proponując 1000 euro na osobę.
W obecnej sytuacji nawet klimatyczny ekstremista, wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans przyznał, że w wojennym kryzysie trzeba będzie ułaskawić węgiel. Niestety, parę dni później ideologiczny radykalizm znów nim zawładnął i uznał, że szalony projekt „Fit for 55” właśnie w kryzysie staje się szczególnie pilny. Zatem, póki nie opadły wojenne dymy, Polska i inni zwolennicy normalności powinni czym prędzej ukatrupić to fanatyczne przedsięwzięcie.
Niestety, niezależnie od wojennych zawirowań w centrum Europy, walec postępu posuwa się nieubłaganie naprzód. Oto właśnie rząd ukraiński(!) zapowiedział już bliskie wprowadzenie w kraju waluty cyfrowej, w tym również pieniądza z terminem ważności… Rakiety, bomby i fronty globalistom w realizacji ich planów nie przeszkadzają. Dla zwykłego śmiertelnika, obcującego na co dzień z zagrożeniem życia to na razie tylko jeszcze jedna mała niedogodność więcej.
Nasze krajowe „psy wojny” (cywilni eksperci i publicyści…) podnieca dziś migotliwa szansa pokonania putinowskiej Rosji. Normalni ludzie natomiast instynktownie czują, że prawdziwe imperium Zła jest tam, gdzie skupia się najwięcej bogactwa i rozpasania. A więc raczej bliżej Kalifornii niż Ułan Bator. ©℗
Janusz Ławrynowicz
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.