W Świnoujściu podczas kolejnych spotkań samorządowców ze służbami wraca temat zagrożenia chorobami, które mogą przywieźć pasażerowie promów pływających do Skandynawii oraz marynarze ze statków wpływających do portu. Miasto chlubi się tym, że jest „oknem na świat", ale w dobie zagrożenia koronawirusem ten atut oznacza jeszcze większą odpowiedzialność. Jak radzono sobie z podobnymi problemami wieki temu w niemieckim jeszcze Świnoujściu? Całkiem sprawnie.
Marynarze i egzotyczne choroby
„Kurier" wielokrotnie pisał o nieistniejącym już osiedlu Chorzelin, którego ostatnimi „mieszkańcami" są dzisiaj latarnia morska oraz Fort Gerharda. Właśnie tam musimy się udać, żeby poszukać śladów kwarantanny portowej.
- Każdy duży port posiadał takie miejsce odosobnienia i obserwacji. Marynarze roznosili bowiem choroby po całym świecie. Niedaleko wiaduktu wznoszącego się nad osiedlem Warszów jeszcze kilka lat temu zabytek istniał - opowiada Piotr Piwowarczyk, dyrektor Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu.
Pierwszą kwarantannę, czyli miejsce odosobnienia dla osób
...