Na fotografii dziewczynka z warkoczami siedzi na kolanie oficera z sumiastym wąsem. W takim kadrze fotograf mógłby uchwycić Juliana Grunera i jego córkę Ewę. Prawą ręką obejmuje ojca za szyję, lewa tkwi w uścisku jego dłoni. Oboje z jakąś zadumą spoglądają w obiektyw. Dziewczynka jeszcze nie wie, że to ostatnie chwile, kiedy są razem.
„W Charkowie ponownie uświadomiłam sobie, że cały czas czekałam na ojca! Mama ucinała na jego temat wszelkie rozmowy, wręcz zabroniła mi o nim mówić. (…) Mama nigdy też nie pokazała się na oddziale pediatrii szpitala w Kaliszu, choć w tajemnicy przede mną zgodziła się na zawieszenie tam dużego portretu ojca. Mnie też zabroniła tam bywać. Mówiła: – Jeśli tam pójdziesz, to portret ojca zdejmą…” – pisała we wspomnieniach „Uczestniczka ekshumacji” Ewa Gruner-Żarnoch.
Wielokrotnie odznaczana i nagradzana Ewa Gruner-Żarnoch, została w ubiegłym tygodniu wyróżniona przez szczecińskie organizacje kombatanckie z okazji 74. rocznicy zdobycia Szczecina. To wydarzenie świętowane 26 kwietnia, zbiegło się z innym, obchodzonym 13 kwietnia Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Wieloletnia prezes Stowarzyszenia Katyń w Szczecinie, nadal będąca jego prezesem honorowym, z powodów zdrowotnych nie mogła przybyć na uroczystość, w jej imieniu wyróżnienie odebrała obecna prezes Jolanta Turlińska-Kępys. Zarówno w dziejach Szczecina, jak również w bolesnej historii Polski Ewa Gruner-Żarnoch zajmuje miejsce wyjątkowe. Całe swoje dotychczasowe życie poświęciła innym. Tak jak jej ojciec wybrała bowiem zawód lekarza. Jednak najważniejsze stało się dla niej dążenie do prawdy, towarzyszące nieustannemu poszukiwaniu śladów tak nagle utraconego ojca.
... Pełna treść artykułu dostępna w
eKurierze
z dnia 02-05-2019