Zdesperowana kobieta przyjechała do siedziby firmy przy ul. Tartacznej w Szczecinie z małymi dziećmi. Po pieniądze. Ale firma zamknięta była na cztery spusty. Od dawna czeka na należną jej wypłatę, a każdy kolejny dzień zaczyna się od pytania: jak tu przeżyć, za co nakarmić dzieci?
W takiej sytuacji jest sporo kobiet, które pracowały w punktach sprzedaży funkcjonujących w jednej z sieci handlowych na terenie kraju, nie tylko w naszym regionie. Nie dostały należnych im wypłat za marzec, nie mogą dodzwonić się do szefa, czują się oszukane i zlekceważone. Ale najgorsze jest to, że nie mają za co żyć.
- W styczniu miałam od dawna przekładaną operację. A przekładałam ją na prośbę szefa, bo byłam, jak mówił, mu potrzebna. Zawsze było coś ważnego do zrobienia, a ja starałam się być w porządku i w stosunku do firmy i do jego właściciela. W końcu jednak musiałam pójść do szpitala, a po operacji byłam na zwolnieniu poszpitalnym. Firma liczy ponad dwustu pracowników, dlatego ona wypłacała takim jak ja pieniądze, a potem zwracał to ZUS. Za marzec nie dostałam nawet złotówki, a tu koniec
...