„Oszustem śmierdzi na kilometr” – tak zatytułowałem 13 lutego 2009 roku jeden z wielu artykułów poświęconych „pośrednikom” mieszkaniowym, którzy pod pretekstem udzielania pomocy ludziom mającym problemy z płaceniem czynszu, alkoholem i pokrzywdzonym przez los, pozbawiali ich mieszkań. Sprawa dotyczyła Jacka K., człowieka, który nie miał stałej pracy, nie posiadał wymaganej licencji pośrednika handlu nieruchomościami, ale tym się zajmował. K. mieszka w ładnym bliźniaku w Szczecinie i jak na człowieka bez pracy dom wyremontował i otoczył kosztownym ogrodzeniem. Bezpieczeństwa strzegą liczne kamery…
Jacek K. był „bohaterem” wielu naszych artykułów. Słynął z tego, że potrafił do jednej ruiny na obrzeżach Szczecina lub w głębi województwa zameldować kilka osób, w czym pomagali mu „swoi” notariusze. Przedtem ludzie tracili mieszkania i pieniądze.
W 2007 roku w kancelarii notarialnej Borysa P. (dlaczego P.? – o tym za chwilę) sporządzona została umowa sprzedaży pomiędzy Stanisławem B. a Mariuszem Błaszczakiem. B. sprzedał połowę udziału prawa użytkowania gruntu i
... Pełna treść artykułu dostępna po zakupie
eKuriera
z dnia 05-04-2019