Rozmowa z Mirosławem Borowskim, kolekcjonerem, który przygotował pół tysiąca wystaw na wiele tematów
- Szczecinianin z urodzenia?
Urodziłem się w Jabłonowie, niecałe 30 km od Brodnicy (Kujawsko-Pomorskie - red.), pięknego miasta, w którym mieszkała siostra króla Zygmunta - Anna Wazówna. W dorosłym życiu, jako wojskowy, spędziłem w armii 30 lat.
- I tam zaczęła się pasja kolekcjonerska?
- Pasja była dużo wcześniej. Po wojnie walała się masa rzeczy militarnych - monet, najróżniejszych odznaczeń, w tym niemieckich. Bo to wszystko wyrzucano. A mi było żal.
- W którym roku przyjechał pan do Szczecina?
- To był 1966 rok, gdy przyjechałem tu z Wrocławia, również dużego pięknego miasta. Szczecin przyjąłem entuzjastycznie. Mimo zniszczeń. Idąc do sztabu dywizji, akurat trafiłem na roboty - rozbiórkę cmentarza żydowskiego przy ul. Wawrzyniaka. Macewy były rozrzucone. „Czemu ludzie na to pozwalają", „Czemu władza tego nie widzi’ - przemknęło mi przez myśl. Aczkolwiek naiwnie, bo było to za zgodą władz. Uznałem, że to historia, którą niszczymy.
- Co się panu podoba w Szczecinie?
-
...