Rozmowa z Krzysztofem Marcinowskim - dyrektorem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Szczecinie
- Podobno pandemia obudziła w nas wzmożone zainteresowanie książką. Ale biblioteki mają przecież w związku z nią swoje ograniczenia.
- Poza pierwszym uderzeniem wirusa, podczas marcowego lockdownu, no i teraz, jesienią, kiedy koronawirus wrócił ze zdwojoną siłą i zamknięte było praktycznie wszystko, byliśmy i jesteśmy cały czas otwarci. Czynna jest zdecydowana większość naszych 34 filii. Musieliśmy oczywiście zamknąć te, które są w szkołach - ale to raptem dwa przypadki, no i tak małe jak na osiedlu Reda, gdzie na 21 mkw. byłoby niebezpiecznie, bo ciasno, więc o zakażenia łatwo.
- Ale w jaki sposób działacie? Przecież obawy o zakażenie bywają zupełnie niezależne od powierzchni lokalu.
– Oczywiście, ale staramy się to ryzyko minimalizować. Nasi czytelnicy korzystają z dostępnego w filiach księgozbioru, natomiast liczba osób w placówce uzależniona jest od jej powierzchni. Poza tym obowiązują nas określone procedury – i tak na inny stolik trafiają książki wypożyczane, na inny oddawane, pakowane potem w specjalne worki; leżą w nich przez trzy dni, by podczas tej „kwarantanny” pozbyły się ewentualnego wirusa, a potem znów wracają na półki.
...