Z Andrzejem ZAMOJCINEM, szewcem z Nowogardu, rozmawia Jarosław BZOWY
- Jak się zaczęła pana przygoda z tym zawodem?
- Przypadkowo, bo z zawodu jestem marynarzem. Gdy byłem młodym człowiekiem, pracowałem jako rybak dalekomorski. Obsługiwałem sieci rybackie, pływałem po morzach i ocenach. Było mi tam dobrze, ale flota zaczęła przechodzić kryzys, więc i ja musiałem szukać innego zajęcia i zaczepiłem się w branży obuwniczej, której do tej chwili jestem wierny. Zamiast pływać, naprawiam buty od czterech lat i jestem na własnym rozrachunku. Moja kariera w zawodzie szewca rozwijała się stopniowo aż do chwili, gdy uzyskałem stopień mistrza i jestem z tego dumny, bo to dziś zawód szczególnej wagi w dobie tzw. obuwia jednorazowego lub sezonowego, które zalewa rynek, szczególnie z Chin. Nie jest odkryciem, że świat się zmienia, w tym także moda. Również buty 30 lat temu zupełnie inaczej wyglądały. Starsza część Czytelników „Kuriera Szczecińskiego" zapewne pamięta popularne buty zimowe na literę R, które wtedy były świetne. Technologia produkcji butów się zmieniła z prędkością światła.
-
...