Rozmowa z Haliną Ciukaj, sadowniczką ze wsi Kozy w gminie Dobrzany
- Z czereśniami ma pani do czynienia od wielu lat. Może pani jeszcze na nie patrzeć?
- Robię to z prawdziwą przyjemnością przez całe swoje dorosłe życie i dodam, że ciągle kocham je jeść. To dla mnie najwspanialsze owoce pod słońcem. I dają dużo zdrowia. Ale pod warunkiem, że pochodzą z mojego sadu.
- Ten sad to warunek?
- Tak, bo na przykład dzisiaj na pewno nie kupiłabym czereśni w sklepie.
- A to dlaczego?
- Z bardzo prostego powodu. Bo w tym roku na nasz rynek trafiło mnóstwo tych owoców z Turcji. Niby nic w tym złego, ale gdy się wie, że płynęły statkami przez tydzień, potem były rozładowywane w porcie, potem rozwożone do magazynów, a dopiero potem do sklepów, w których leżą w skrzynkach przynajmniej po kilka dni, to chyba jest jasne, że muszą być mocno „konserwowane". Nie muszę chyba dodawać czym…
- To tacy sadownicy jak pani i pani mąż macie problem.
- My akurat specjalnego nie mamy, bo w tym roku czereśni mamy mniej. A to z powodu jednego bardzo ciepłego marcowego weekendu, gdy zaczęło się pączkowanie,
...