Franciszek Gil zmarł, mając niecałe 43 lata. Od wielu miesięcy żył wtedy biednie, nie miał z czego płacić czynszu za niewielkie mieszkanie. Opowiadano, że gdy z tego powodu przyszli go eksmitować, stał w jego drzwiach gotów go bronić. Do Szczecina przyjeżdżał od 1946 roku. Był wówczas jednym z najbardziej znanych reportażystów w Polsce, autorem reportaży drukowanych w ogólnopolskim tygodniku „Odrodzenie".
Pisał, że mieszkanie przy ul. Agnieszki, która później otrzymała jego imię, dostał od wojewody Leonarda Borkowicza. Uważał, że „pierwszy książę pomorski po trzynastu latach - wojewoda - chciał zaludnić swój kraj także artystami".
A Franciszek Gil był artystą. Któż po wojnie pisał o Szczecinie tak sugestywnie jak on, któż tak umiał szkicować słowami przestrzeń miasta? Zacytujmy fragment reportażu „Dni i noce nad Odrą" (1953): „Miasto wciąż było pełne światła. (…) Najwięcej światła było w porcie. Schodziło z ogromnej, nie przesłoniętej dachami kopuły nieba, wspartej o wzgórza puszczy Bukowej, o wieże i skarpy Starego Miasta, odbijało od szafirowych zatoczy,
...