Na szpitalną Ogólną Izbę Przyjęć kołobrzeskiego szpitala trafił Giuseppe, 39-letni Włoch, doprowadzony przez swoją pracodawczynię Agnieszkę Mędralę. Cierpiał, zwijając się z bólu. Kategorycznie odmówiono udzielenia mu pomocy, bo nie miał skierowania. Ktoś podpowiedział pani Agnieszce, że najlepiej będzie wezwać do szpitala pogotowie ratunkowe. Kobieta tak zrobiła. Dyspozytor pogotowia odpowiedział, że jeśli pacjent jest na terenie lecznicy, pomocy wysłać nie może.

Zdesperowana kobieta wywiozła mężczyznę przed szpital na wózku i ponowie wezwała karetkę pogotowia. Zgłoszenie przyjęto. Na przyjazd ratowników czekali około 15 minut. Giuseppe przed lecznicą podniósł się z wózka i osunął na ziemię. Drżały mu ręce, miał siną twarz, jęczał. Cierpiący leżał na trawniku, zaledwie kilka metrów od wejścia do lecznicy. Świadkowie starali się zainteresować sytuacją personel medyczny placówki, bezskutecznie. Nikt z medyków się nim nie zainteresował. Pomoc przynieśli dopiero przybyli na miejsce ratownicy z pogotowia ratunkowego. Wstępnie zdiagnozowali oni u niego kolkę nerkową. Chorego natychmiast