Prasa codzienna nie poświęca dziś kulturze wiele uwagi (a już literaturze prawie wcale! a tak pro domo sua: „Kurier" jest pod tym względem wyjątkiem, czego dowodem choćby tekst niniejszy), tygodniki społeczno-kulturalne w dawnej formie stały się legendą PRL-u (zastąpiły je tzw. tygodniki opiniotwórcze, w których najwięcej opinii tyczy polityki), a że i miesięczniki literackie wpełzły w najgłębsze nisze, nic dziwnego, że książkowe recenzje stały się domeną blogerów.
Owszem, w sieci publikują i fachowi krytycy, większość jednak autorów owych recenzji to po prostu - i mówiąc najogólniej - amatorzy książek, z akcentem na amatorzy, niestety. Nie znaczy to oczywiście, że teksty wystukane na ich klawiaturach są nic niewarte, przeciwnie - bywają wśród nich i dobrze napisane i mądre, ale i te słabsze nabierają wagi właśnie w kontekście absolutnego zaniku recenzji prasowej w starym stylu. Co nie zmienia faktu, że profesjonalna, wartościowa recenzja, przez dziesiątki lat współtworząca rynek wydawniczy, a i życie literackie w naszym kraju jest dziś taką rzadkością jak słowo
...