Rozmowa z Katarzyną Szczurowską ze Stargardu, lekarzem rehabilitacji, malarką, miłośniczką mandali i słownych kolaży
- Pandemia odbiła się na pani życiu zawodowym i artystycznym?
- Nie pracuję na pierwszej linii frontu walki z COVID-em, ale kilkukrotnie mieliśmy na oddziale rehabilitacji ognisko zakażenia. Pandemia przysparza w pracy więcej stresu. A ten rzutuje na wszystkie sfery życia. Miałam trochę zastoju w twórczości. Nie potrafię malować, kiedy jestem zmęczona, zestresowana, gdy są we mnie negatywne emocje. Ale chyba już udało mi się przezwyciężyć ten zły czas i powoli na nowo rozkręcam się przy sztaludze.
- Leczenie pacjentów czy twórczość artystyczna? Co woli pani robić?
- To trudne pytanie. O wiele przyjemniejsze jest bycie artystką. Choć jednocześnie trudno mi sobie wyobrazić, że nie pracuję w swoim zawodzie. Jestem spod znaku ryb. To dwie ryby płynące w przeciwnych kierunkach. Chyba jedna jest lekarką, a druga artystką, jedna racjonalna i pragmatyczna, stojąca na ziemi, a druga trochę ponad ziemią, z głową w chmurach.
- Co daje pani sztuka?
- Jest dla mnie czymś
...