Rozmowa z Anną Jurksztowicz, pochodzącą ze Szczecina piosenkarką i producentką muzyczną, której debiutancki album sprzed 35 lat "Dziękuję, nie tańczę" został niedawno wydany na nowo.
- Jakiś czas temu uhonorowano panią specjalną gwiazdą w szczecińskim „Sorrento". Przy okazji odwiedziła pani rodzinny Szczecin.
- To było bardzo miłe. Zwłaszcza że „Sorrento" jest na mojej dzielni. Ja się tam wychowałam - w obrębie Wojska Polskiego i Felczaka. Na Felczaka chodziłam do podstawówki, którą udało mi się ukończyć w terminie (śmiech). Na Jasne Błonia chodziłam czytać poezję, bo byłam mocno wtedy uduchowiona. W kościele na Królowej Korony w każdą niedzielę śpiewałam w chórze, a w Pałacu Młodzieży, w Willi Lentza - w zespole muzyki dawnej.
- Zajęcia muzyczne w Pałacu Młodzieży to był pani pomysł czy rodzice uznali, że Ania jest utalentowana wokalnie?
- To chyba było raczej tak, że Pałac Młodzieży był blisko domu. Najpierw chodziłam tam na gitarę i właśnie profesor prowadzący zajęcia zaproponował, żebym śpiewała w zespole. To było wspaniałe doświadczenie, bo od razu zaczęłam wykonywać muzykę renesansu. Czy można było trafić lepiej? Z zespołem występowaliśmy za granicą. Na tamte czasy to było coś. Byliśmy we Francji, Danii i
...