Rozmowa z Czesławem „Małym" BARTKOWSKIM, perkusistą, legendą polskiej sceny jazzowej, zdobywcą statuetki Złotego Fryderyka.
- Czy to pana rodzice odkryli talent muzyczny u swojego synka, małego wtedy Czesia?
- Prawdopodobnie Czesio nie miał talentu. Ale jak to w życiu bywa, dwie panie się spotykają, z których jedna jest nauczycielką, a druga ma syna. No i tak to się zaczęło. Miałem wtedy sześć lat i rozpocząłem lekcje indywidualne fortepianu. Potem zacząłem śpiewać w chórze katedralnym i chodzić do szkoły muzycznej. Choć kiedy pierwszy raz zdawałem, to nie zacząłem nauki w tej szkole. Przeoczyłem bowiem swoje nazwisko na liście przyjętych. Drugi raz, rok później, też nie pojawiłem się w szkole. Telegramem dostałem bowiem wiadomość, żebym się pojawił na egzaminach wstępnych w czerwcu. No i ja ten termin przegapiłem. Drugi zatem rok z rzędu poszedł na nic. No i wreszcie za trzecim razem zjawiłem się na egzaminach wstępnych, ale zaproponowano mi skrzypce. Mieliśmy w domu przedwojenne skrzypce. Ten instrument gdzieś tam wcześniej długo leżał w szafie. Tyle że u mnie
...