Była przed laty jedną z najbardziej znanych postaci Szczecina. Do jej laboratorium ciągnęło mnóstwo ludzi, których przyciągała szansa na odmienienie swojego losu. Konkretnie… na to, że pani Lena, bo tak ją, zresztą na jej życzenie, nazywano - przywróci im włosy. Wypełni nimi dotkliwe łysiny, plackowate miejsca, widoczne ubytki.
W urządzonym w jej mieszkaniu przy ul. Bolesława Śmiałego laboratorium pojawiali się ludzie z różnych stron kraju. Ci z najdalszych zakątków przyjeżdżali z reguły nocnymi pociągami, by rano usiąść na krześle w poczekalni, odczekać swoje, by w końcu zostać przyjętym przez królową tego miejsca, panią Lenę. Każdy, kto choć raz miał okazję w nim być, dobrze zapamiętał przyciągające wzrok plansze zajmujące dwie ściany obok drzwi wejściowych. „Setki gołych głów. Oczy, nosy, wyostrzone rysy. Twarze bez wyrazu, płci i wieku. Na sąsiednich zdjęciach zmieniają się nagle w twarze kobiet, mężczyzn i dzieci. Niczym w cyrkowej sztuczce. Przed i po kuracji. Z profilu i en face. Z włosami i bez. Dokumentacja życia" - pisała we wstępie do reportażu sprzed lat Joanna
...