Rozmowa z kapitanem żeglugi wielkiej Zbigniewem Sakiem.
- Nie tylko szczecinianom znane są pańskie książki „Z Lublina na oceany", „Dogonić horyzont" czy „Wierni banderze". Nieliczni chyba jednak wiedzą, że jest pan także autorem polskiego biletu promowego. W dodatku - świętującego w tym roku swoje 50. urodziny. Można było o nim przeczytać m.in. na łamach szwedzkiej prasy.
- Uważałem, że powinien być wprowadzony jednolity dokument, który obowiązywałby we wszystkich połączeniach i liniach promowych w Europie. W latach 70. podzieliłem się moimi obserwacjami ze szwedzkimi czytelnikami.
- Niejednorodne bilety oznaczały problemy?
- Bardzo duże. W europejskiej żegludze promowej stosowano wówczas dziesiątki bardzo różnych biletów. Uważałem, że bilet powinien był łatwy w użyciu, co miało znaczenie dla służb promowych podczas dużego nasilenia ruchu pasażerskiego, kiedy w ciągu godziny przyjmuje się 300-400 osób. Zauważyłem, że będące w użyciu bilety sprawiały kłopoty biurom podróży, które sprzedają bilety różnych linii promowych, czy ajentom, którzy reprezentują interesy
...