Darek* powoli spaceruje między sklepowymi półkami. Udaje, że ogląda towary, ale tak naprawdę uważnie obserwuje klientów. Nie jest typowym ochroniarzem stojącym przy kasach w uniformie z krótkofalówką. Ubrany jest jak zwyczajny klient, ale pod kurtką ma schowany identyfikator, który pokazuje, dopiero kiedy złapie złodzieja na gorącym uczynku.
Takich jak on jest na każdej zmianie kilku. Po pierwsze, dlatego że sklep jest duży, ale także dlatego że przyda się pomoc kolegów, kiedy złapany na kradzieży delikwent zaczyna się szarpać, uciekać lub usiłuje się bić.
Do rękoczynów prawie nie dochodzi, bo detektywi zawsze podchodzą do złodzieja we dwóch, ale były przypadki, w których trzeba było krewkiego klienta trochę przytrzymać, zanim zrozumiał, że szarpanie się w niczym nie pomoże i zostanie odprowadzony na zaplecze.
- Detektywem sklepowym zostałem właściwie z przypadku - mówi Darek. - Po maturze nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Poszedłem na kurs pracownika ochrony. Po otrzymaniu licencji pracowałem na bramie w porcie i na portierni w szpitalu. Strasznie się
...