Przynajmniej od połowy listopada reklamy o promocjach i wyprzedażach niemal nas bombardują: kuszą nimi małe sklepy, wielkie sieci, namawiają influencerzy i youtuberzy. Zakupowe szaleństwo, które przywędrowało do nas zza oceanu, właśnie zacznie zbierać swoje żniwo - czas wielkich zakupów jednak nie zawsze jest łaskawy dla naszych portfeli, a triki sprzedawców znane są już od lat.
Pan Dariusz na ekspres do kawy polował od początku listopada. Jego cena wynosiła wówczas 2,2 tys. złotych. Myślał, że w czarny piątek kupi go taniej. Tyle że w połowie miesiąca kuchenne cudo, o którym marzył od dawna nagle podrożało o tysiąc złotych! W przededniu wielkiego święta zakupów towar „staniał" - dziś kosztuje 2,8 tys. złotych… Takich „rabatów" się nie spodziewał. Reklamowany black friday miał być przecież czasem wielkich promocji i największych wyprzedaży w roku, a obniżki miały sięgać nawet 80 procent.
- To czarna ściema, a ja poczułem się dosłownie jak frajer - mówi dosadnie mężczyzna i zarzeka się, że w weekend nie odwiedzi już żadnego sklepu.
Niezadowolona jest także pani Diana S., która
...