Nie miał w sobie zadzierzystości Czesława Schabowskiego, morskiej aury Jerzego Pachlowskiego, uroku i fantazji Jana Papugi czy kapitańskiej elegancji Eugeniusza Daszkowskiego; rzec można, iż był najmniej znanym czy może najmniej rozpoznawalnym i wyrazistym ze szczecińskich pisarzy marynistów.
Nawet nazwisko, choć sytuujące go na początku alfabetu w Przewodniku Encyklopedycznym Literatura na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku - tuż po Andrzejewskim Jerzym, który w latach 50. o Szczecin na krótko zahaczył, zapisując się w jego historii jako pierwszy prezes utworzonego właśnie Oddziału Związku Literatów Polskich (1950) - czyniło go drugorzędnym; ba, prowokowało omyłki - w internetowej Encyklopedii Pomorza Zachodniego, będącej zwykle znakomitym źródłem wiedzy, znaleźć można informację, że do szczecińskiego ZLP należał „niemal od początku jego istnienia", co dziwi, zważywszy że w Szczecinie zjawił się w roku 1956, a do ZLP przyjęto go w 1970.
Z twarzą postarzałą przedwczesną łysiną, niewyróżniający się wyglądem, w towarzystwie, a i na spotkaniach autorskich
...