Piekło wojny trwa już rok. Kilka dni po napaści Rosji na Ukrainę do Polski przyjechali pierwsi uchodźcy. W przeważającej liczbie były to kobiety z dziećmi. Wszyscy byli wyczerpani i przerażeni. Wielu z nich uciekało od bomb, tak jak stali. Ich cały dobytek to często była tylko torebka z dokumentami. Towarzyszące im dzieci miały plecaki, a w nich - ukochana zabawka. I nic więcej. Zresztą, czy człowiek myśli o rzeczach, gdy na głowę wali się całe dotychczasowe życie?
Są wśród nas i noszą ze sobą cierpienie. Na ich prośbę imiona zostały zmienione, ale historie są prawdziwe.
Maria pochodzi z Mariupola, miasta we wschodniej części Ukrainy. Jej mąż pracuje w Polsce od kilku lat. Gdy wybuchła wojna, mieszkał już w Szczecinie. Jego żona została w Ukrainie z 8-letnią córką. Dzieliło ich ponad 2 tysiące kilometrów, ale gdy była okazja, to się spotykali. Urlopy spędzali razem, całą rodziną.
Maria pracowała jako urzędniczka w sądzie. Była specjalistką sprawdzającą zgodność prawa ukraińskiego z prawem obowiązującym w Unii. Szczególnie dotyczyło to nieraz bardzo skomplikowanych spraw
...