Ponad trzy tysiące ludzi kobiet kopie, ryje i grzebie w ziemi pod palącymi promieniami słońca, w obłokach toksycznego pyłu, który wdychają też niemowlęta śpiące w chustach na plecach matek. Dzieci, z których najmłodsze mają tylko sześć lat, zardzewiałymi łopatami wydłubują z błota kamienie, a napełnione nimi worki, ciągną do zatrutych jak powietrze sadzawek. Tam wypłukują z nich kobalt, w przerwie siadają na ziemi i jedzą brudny chleb. Kobalt, który przez wiele godzin biorą do rąk, jest toksyczny, zatruwa organizm przez drogi oddechowe oraz dotyk i często zawiera śladowe ilości radioaktywnego uranu.
Tak wygląda praca w kopalniach rzemieślniczych, którymi usiany jest Pas Miedzionośny w Demokratycznej Republice Konga. To wielki obszar naszpikowany cennymi minerałami, w tym połową światowych zasobów kobaltu obecnego niemal w każdym smartfonie i laptopie. Dzieci i dorośli pracujący w tych kopalniach są pierwszym, najniższym ogniwem globalnego łańcucha, którego koniec dzierżą ponadnarodowe koncerny technologiczne, producenci baterii, samochodów elektrycznych, komórek,
...