Niewielka książeczka nietypowego kształtu: wąski prostokąt na długość dłoni. Kto pamięta książeczki czekowe, ten może ją z tamtą formą skojarzyć. Ale czek, który wypisało życie Władysławowi Edwardowi Gałce, nie ma pokrycia w gotówce, czyli dobrach materialnych, to raczej karta wstępu w sferę ducha, przestrzeń twórczą. W jego wypadku niezwykle rozległą, choć zarazem przez owe życie ograniczoną.
W zamykającej książkę nocie o sobie pisze bardzo po prostu, jak w kwestionariuszu: „Urodzony w roku 1959. Murarz-tynkarz po szkole zawodowej (w Świnoujściu), kanonier po wojsku, rencista po chorobie psychicznej". Ale zaraz potem: „Maluję, rysuję, rzeźbię, stwarzam cyfrowe światy grafiki". Po lekturze Agew i taśta (a może „Agewa i taśty"?) należałoby chyba dodać: również piszę. Dla znających twórczość i osobę Władysława E. Gałki - choćby z czasów jego współpracy z redagowanym przez Leona Zdanowicza „Łabuziem" - nie jest to zresztą zaskoczenie. Już poprzednia, pierwsza w jego dorobku książka, która ukazała się parę lat temu, pokazywała tę wszechstronność artysty
...