Nie dziwi widok markowych kosmetyków nawet w osiedlowych dyskontach. Produkty opatrzone nazwiskami znanych polskich projektantów pojawiają się już nawet w takich sieciówkach jak „Biedronka" czy „Rossmann". Jednak torebka Louisa Vuittona czy Wittchen w takim miejscu?!
Maciej Zień niedawno odnowił współpracę z „Biedronką" i zaprojektował dla niej linię produktów do łazienek - od ręczników po szlafroki (HOME&SPA). Wcześniej swym nazwiskiem promował serię płytek ceramicznych dla Grupy Tubądzin. Dla „Biedronki" pracował też duet projektantów Paprocki&Brzozowski. Dla Rossmana - już po raz drugi - Gosia Baczyńska. Natomiast ubrania firmowane przez Karla Lagerfelda, Louisa Vuittona, Stellę McCartney i Victorię Beckham można czasem upolować w rozmaitych sieciówkach, także w Tesco i Carrefourze. Natomiast już w ten piątek (14 października) torebki Wittchen znów się pojawią w Lidlu (53 wzory w różnych kolorach).
- Nie ma co się uprzedzać - przekonuje Jolanta Balicka, jedna z najlepiej ubranych szczecińskich radnych. - Tylko kupować rzeczy dobre pod względem wzornictwa i jakości. Takie właśnie są polskie marki. Stąd nie mam nic przeciwko takiej, która swoje rzeczy oferuje także w dyskontach.
Radna Balicka przyznaje, że sama poluje na przeceny i okazje. Dlatego często zagląda do markowych outletów. Preferując przy tym rodzimą produkcję (z racji pełnionej funkcji nie może wskazywać konkretnych marek).
- Przed rokiem kupiłam sporo rzeczy uznanej polskiej projektantki w sieciówce znanej raczej z branży kosmetycznej. Dla siebie dwa szaliki, koszulki i sweter, a dla córki m.in. także czapkę. I z tych zakupów jestem bardzo zadowolona. Dlatego pewnie sięgnę także po rzeczy z najnowszej kolekcji tej projektantki, jakie właśnie znów są dostępne w tej sieci - mówi Jolanta Balicka. - I tylko dlatego, że bardziej mi odpowiada styl galanterii innej polskiej marki, choć z tej samej półki cenowej, raczej nie wybiorę się w ten weekend po torebkę do osiedlowego dyskontu.
Ze stylowej elegancji słynie również radna Joanna Bródka.
- W mojej garderobie nie ma ubrań firmowanych nazwiskami wielkich projektantów ani torebek za 5 tysięcy złotych - opowiada p. Joanna. - Chadzam teraz z podarowaną przez przyjaciółkę: płócienną, w typie shopper. Jest na niej napis „Jadore Szczecin", więc pewnie długo nie zamienię jej na żadną inną. Tym bardziej nie dam się skusić na piątkową promocję torebek.
Ale na przyszłość - radna przyznaje - nie mówi nie. Jednak dla niej liczy się nie marka, a jakość. Stąd nie zdarzyło się jej uzupełniać garderoby o rzeczy kupione w dyskontach. Bazuje na znanych i uznanych sieciówkach. Ze świetnym efektem - co widać.
- Jeżeli firma buduje wizerunek marki na luksusowy, jak Wittchen, a teraz robi kolekcję za ułamek ceny salonowej i kieruje torebki do koszy Lidla, to jest w tym coś niezrozumiałego. Nawet podejrzanego - komentuje Katarzyna Bobala, projektantka mody i właścicielka „Atelier Bobala" w Szczecinie. - Bo jest to sygnał, że albo w markowych salonach ma produkty o zawyżonych cenach, niewarte swej ceny, albo do dyskontu wprowadza produkt o niskiej wartości, kosztem jego jakości. To trochę lipa, gdy rzecz nietuzinkowa i wyjątkowa, o specjalnym statusie, także cenowym, nagle staje się ogólnodostępna, na wyciągnięcie ręki, dla każdego. To psuje markę. Jest po prostu słabe.
W piątek jednak torebki z „ekskluzywnej galanterii", firmy szczycącej się wykonywaniem przedmiotów na specjalne zamówienie, trafi również do osiedlowych dyskontów, po okazyjnej cenie. Snobizm na wyciągnięcie ręki - znak naszych czasów. ©℗
Arleta NALEWAJKO